poniedziałek, 26 grudnia 2016

Bonusik

 - Sprzeciw! - dało się usłyszeć na wielkiej sali.
Trzej Książęta Piekielni, siedzący przy stole na środku, oraz reszta zgromadzonych, czyli demony wyższego rzędu, które zajmowały miejsca wokół, spojrzeli się na jasnego blondyna, który wyraził swoje zdanie. Na twarzy Forneusa malowało się niezadowolenie.
- Z całym szacunkiem, ale nie możemy dać jakimś ludziom naszej mocy! - kontynuował oburzony.
Na te słowa Lewiatan wstała.
- Nie wezwaliśmy was tu, żebyście decydowali. Jesteście tu tylko po to, by wiedzieć o naszych zamiarach. Jak ktoś nie chce słuchać, niech wyjdzie! - powiedziała stanowczo.
Forneus ze złością przez chwilę mierzył się z jej poważnym wzrokiem, jednak zdominowany przez demona wyższej rangi, usiadł z powrotem na swoim miejscu. Lewiatan także to zrobiła.
- Powiedz mi jeszcze raz, czemu jesteśmy w ludzkiej formie? - zapytał obojętnie Książę.
- Ponieważ, Beliarze, ta forma ogranicza nasze moce, przez co jest mniejsze ryzyko rękoczynów. Dodatkowo o wiele bardziej wolę patrzeć na taki wygląd, niż na chodzące trupy i zmory.
- Tobie to ludzki wygląd bardzo służy - powiedział złośliwie patrząc się na jej obfitą klatkę piersiową, po czym wrócił do jej twarzy, ciemnych włosów oraz oczu, których fiolet był podkreślany przez lekko ciemniejszą karnację.
On sam jako człowiek wyglądał jakby miał około dwudziestu pięciu lat. Białe włosy sterczały mu na wszystkie strony, a czarna, pognieciona koszula miała rozpięte dwa guziki. Nie tłumił na tyle mocy, by mieć inny kolor oczu, niż krwawy czerwony.
Lucyfer nic nie mówił. Spokojnie siedział i obserwował. Teraz miał czarne, średniej długości, uczesane włosy oraz ciemny strój, niczym szlachcic, którym wprawdzie był. W końcu ze stoickim spokojem przemówił:
- Powiedz mi siostro jeszcze raz, co dokładnie chcesz zrobić.
- Chcę przeprowadzić eksperyment. Przeprowadzałam badania na temat mieszania krwi, głównie ludzkiej i demonicznej. Niestety, gdy podałam ją pochodzącą od demona wyższej klasy, następowała przemiana w bezmózgie, tej z najniższego miejsca w hierarchii. Na podstawie obserwacji, doszłam do wniosku, że to jak przebiega przemiana jest zależne od poziomu intelektualnego obiektu badań oraz od podawanej krwi. Dlatego wybranym ludziom z różnych stron świata, o minimalnym zasobie intelektu, chcę podać naszą krew i zwracam się głównie do ciebie, Lucyferze, z racji tego, że to ty teraz rządzisz w Podziemiach, byś udzielił mi swojej pomocy.
Diabeł zastanowił się przez chwilę.
- Ile ma ich być? Tych królików doświadczalnych?
- Trzech mężczyzn, z racji bardziej wytrzymałej budowy. Tak, by każdy otrzymał składnik innego pochodzenia.
- Czyli Szatana nie liczysz? W końcu też jest Księciem- zapytał Beliar niby z rozbawieniem, ale i z powagą.
- Wysłałam mu powiadomienie o dzisiejszym zebraniu i o zarysie, czego będzie dotyczyć. Nic mi nie odpowiedział, ani się dziś nie stawił, więc nie.
- Braciszek się nie przejmuje tym, co się tu dzieje - wtrącił obecny władca. - Uważa, że doskonale dajemy sobie radę, a tak naprawdę to po prostu woli się bawić z aniołami i ludźmi. - Zrobił przerwę i się namyślił - Przewidujesz jakiekolwiek skutki swojego eksperymentu?
- Myślę, że po przebudzeniu nie będą wiedzieć, co się dzieje.
- Ja nie mam zamiaru niańczyć jakiś marnych ludzi - przerwał białowłosy.
- I nie będziesz. Biorę za nich odpowiedzialność i, jeśli wszystko pójdzie dobrze wytłumaczę im, co się stało, ale mogą nastąpić komplikacje i straty, jednak wątpię, by to miało na nas jakikolwiek wpływ.
Lucyfer chwilę myślał. W końcu musi podjąć decyzję, która może być czymś, co albo przyczyni się do nowego odkrycia, albo będzie zagładą. Nie wiadomo też, czy po zmieszaniu krwi tak potężnych diabłów jak oni, człowiek nie zyska większej mocy, niż oni sami.
- Bracie, co o tym sądzisz?
- Jak coś pójdzie nie tak, to zawsze można zabić - powiedział wyraźnie zmęczony posiedzeniem.- Swoją krew mogę dać. Może z tych mieszańców będzie jakaś zabawa, więc czemu nie?
W tym momencie, przez wielkie drewniane drzwi, do sali wszedł demon. Podszedł do swojej pani i przekazał jej cicho wiadomość, po czym, po skinięciu na pożegnanie, wyszedł.
- Właśnie otrzymałam informację, że obiekty badań dotarły.
- Możesz je pokazać- powiedział spokojnie czarnowłosy.
Po rozkazie Lewiatan, trzej słudzy wnieśli nieprzytomnych mężczyzn i położyli ostrożnie na podłodze.
- Oto oni. Jeden pochodzi z Norwegii, drugi z Półwyspu Iberyjskiego, a trzeci z terenów wschodnich.
Pan Podziemi nie wstając badał wzrokiem ofiary. W końcu wydał ostateczny wyrok:
- Dobrze, siostro. Zgadzam się.
Lewiatan się uśmiechnęła i zaczęła wprowadzać swój plan w życie.

~Kilka dni później~

Lewiatan siedziała w jadalni, przy stole i przeglądała wyniki obserwacji eksperymentu.
W chwili gdy wszedł Beliar nawet nie podniosła głowy. Od razu wyczuła, że jest w swojej normalnej formie, nieograniczającej mocy.
- Czego chcesz? - zapytała już zmęczona jego obecnością.
- Zapytać się, jak ci idzie z twoimi nowymi zabaweczkami - rozeszła się po jej głowie odpowiedź.
- Jeśli mam ci cokolwiek powiedzieć, najpierw zmień swój wygląd - w tym momencie popatrzyła się w czerwone iskry zamiast oczu, na jego twarz, która była bez skóry, a wszystkie ścięgna, mięśnie i kości miały jednolity, biało-szary kolor. - Chyba nie chcesz mnie zdenerwować?
Jego szpony zaczęły zamieniać się w ręce, całe ciało nabrało bladej cery, a na ustach zagościł jego standardowy, złośliwy uśmiech.
- To? Odpowiesz mi? - zapytał, przysiadając się i kładąc głowę na dłoniach.
- Od trzech dni są martwi, ale nie widać żadnych objawów, żeby ich ciała się rozkładały. Przy innej krwi, ludzie po maksymalnie dwóch dniach stawali się podrzędnymi demonami, więc nie wiem ile teraz to potrwa - odparła lekko zirytowana czekaniem. Jednym ruchem ręki zrzuciła ze stołu papiery z wynikami i oparła głowę o dłoń, zrezygnowana. Popatrzyła na białowłosego, który jeździł wzrokiem po jej całej górnej połowie ciała, cały czas mając przy tym uniesiony kącik ust.
Po paru sekundach ciszy oboje usłyszeli, jak ktoś szybko szedł w kierunku sali.
- Chyba się wreszcie doczekałaś - rzekł pod nosem i chwilę później wszedł do środka jeden ze sług kobiety.
Uklęknął i zaczął mówić ze spuszczoną głową:
- Pani, z obiektami badań zaczęło się dziać coś dziwnego. Zaczęły emanować energią i...
W tym momencie Lewiatan wstała i po przez teleportację, przeniosła się do piwnic, gdzie leżały jej króliki doświadczalne.
Każdy z nich był w oddzielnej komorze, otoczonej przeźroczystą barierą, którą stworzyła. Nie leżeli jak zwykle, czyli bezwładnie na podłodze, ale unosili się, a wokół nich co jakiś czas było widać przejaw ich mocy. Obok jednego, tańczyły z przerwami płomienie, zaś włosy drugiego były poruszane przez wiatr, a trzeciego co chwilę otulały cienie.
- Czyli zapożyczyli od nas jedną z umiejętności... - powiedziała pod nosem, po czym wskazała na jednego ze swoich sług, obserwującego całe widowisko- Ty! Chodź tutaj z tymi papierami.
Wzięła od demona kartki i zaczęła je przeglądać.
- Gdzie są ich nazwy?
- Jaśnie Pani ich nie podała - odpowiedział ze spuszczonym wzrokiem.
Oddała mu zapiski i spojrzała jeszcze raz na swoje dzieło.
- Trzeba ich jakoś nazwać... - powiedziała zamyślona. Podeszła do pierwszego, który przejawiał moc ognia.
- Zapisz. Ten będzie się zwał Feniks. Drugi... może Zefir, a trzeci... - Podeszła bliżej do Azjaty, wokół którego co jakiś czas były cienie. - Ten będzie Ashimaru. Masz mnie powiadomić, jak się wybudzą - rzekła, po czym zniknęła.
- Jeszcze raz, jak? - ale nikt mu nie odpowiedział. Zapisał same imiona, ale zapomniał, do kogo należały. Nie wiedząc co ma zrobić, wpisał do kartoteki z nie tą kolejnością, która była powiedziana, ale nikt nie zauważył jego pomyłki.

~ Pięć lat przed zawarciem kontraktu z Dianą ~

W Podziemiach wybuchło zamieszanie, gdy odkryto, że obecny władca zniknął.
- To kto mówi? - zapytał Zefir, gdy szedł z kolegami do Lewiatan.
- Feniks oczywiście - odezwał się Ashimaru - w końcu najlepiej z nas się wyraża - rzekł z sarkazmem.
Ten spojrzał się na niego zirytowany i się odgryzł:
- Przynajmniej ciągle nie obrywam i nie demoluję każdej sali, w której przebywam.
Ash na tą uwagę tylko prychnął.
We trzech weszli do wielkiej komnaty, w której Lewiatan już na nich czekała. Podeszli bliżej i dwaj z nich uklękli na podłodze z białego marmuru. Czarnowłosy demon stał z założonymi rękoma za głową i patrzył się w bok. Nie znosił pokazywać szacunku do innej istoty, ani się przed kimś płaszczyć. Diablica podeszła do niego zirytowana jego zachowaniem i kopnęła go z pół obrotu tak, że wylądował na kamiennej kolumnie pięć metrów dalej, zostawiając na niej ślad.
Jego koledzy spojrzeli się na niego, myśląc jednocześnie, czy ich przyjaciel na serio jest taki głupi, czy tylko udaje.
- Okazuj szacunek, albo następnym razem wylądujesz na dworze! - powiedziała z wyższością, po czym spojrzała się na klęczących na jednym kolanie.
- Pani, chcemy złożyć raport, że wszędzie wybuchły walki o to, kto będzie następnym władcą. Myślę, że za najwyżej godzinę, wszytko pogrąży się w totalnym chaosie - odezwał się Feniks.
- Możecie wstać - rzekła po czym odwróciła się zamyślona.
W tym czasie Ashimaru oderwał się od kolumny i stanął obok Zefira.
 - Na tronie znaleziono list, najwyraźniej do ciebie - powiedział obojętnie wystawiając rękę z papierkiem. Lewiatan tylko spojrzała zła w jego oczy, że był z nią na "ty" i wzięła kopertę. Przeczytała co było tam napisane i ze wściekłością zgniotła, co trzymała.
-Beliar!!! - wydarła się na cały głos, a jej oczy przybrały czerwony kolor. Bardzo wkurzona wyszła z pomieszczenia, będąc odprowadzoną wzrokiem trzech demonów. Ash podszedł do rzuconej oraz zwiniętej kulki papieru i przeczytał na głos, co na niej było:
- "Droga Lewiatan, znudziło mi się bawienie w króla, więc idę szukać innej zabawy. Twój Beliar. PS. Szkoda, że nie mogę zobaczyć twojej miny".
Zefir tylko westchnął zrezygnowany, tym co usłyszał.
- Wiedziałem, że kiedyś taj będzie... -powiedział Feniks krzyżując ręce.
Stali tak chwilę w ciszy. Białowłosy podszedł do okna i wyjrzał na zaczynające się bójki między innymi istotami.
- Może na tym skorzystamy i się pobawimy? - powiedział z uśmiechem.
Nagle w swoich głowach usłyszeli głos Lewiatan, która kazała pojawić im się na najwyższym balkonie. Wszyscy trzej wiedzieli, że jeśli komunikuje się w ten sposób, to znaczy, że już nie wygląda jak człowiek. Podczas teleportacji na wyznaczone miejsce, zmienili swój wygląd, przez co nie ograniczali mocy. Zmaterializowali się klęcząc przed dwoma Książętami. Lucyfer tak samo jak i Lewiatan był zwrócony ku pustym polu, na którym wznosiło się coraz więcej bójek.
Nagle dostrzegli coś znacznie gorszego.
Diablica miała teraz podobny wygląd do Beliara, gdy siebie nie ograniczał. Jej długie, prawie do podłogi, czarne włosy były poruszane przez wiatr, który był tylko wokół niej. Zamiast zwykłego ubrania miała na sobie strzępy z granatowej tkaniny, która wisiała prawie że na samych kościach.
- Zatkajcie uszy - rzuciła.
Wszyscy wykonali jej rozkaz, oprócz zdezorientowanego Asha, który szybko tego pożałował.
Kobieta otworzyła usta w stronę pola walki i rozległ się przerażający pisk, idący od niej falami. Każdy walczący między sobą demon z bólu złapał się za głowę. Wszyscy zwrócili się ku niej.
- Zamknąć się! - pojawił się jej krzyk u każdego w umyśle, po czym rozbrzmiał władczy głos, niczym dowódcy - Jedna trzecia z was się sprzymierzyła i nadchodzi z zamiarem zabicia nas wszystkich! Ustawcie się w szeregach przede mną! Macie wybór: zginąć w walce każdy przeciwko każdemu lub ocalić wasze nędzne żywoty i mnie słuchać. Każdemu, który nie chce tego drugiego, osobiście pomogę zniknąć z tego świata.
Jedna osoba podeszła dwa kroki bliżej. Był to podrzędny demon.
- Nie mamy obowiązku się ciebie... - zaczął mówić, ale nagle jego ciało zostało przepołowione przez niewidzialne ostrze, zrobione przez Lewiatan z wiatru.
Wszyscy zamilkli i zastygli w bezruchu.
- Na co do cholery czekacie??? Ruchy! - zawołała.
W mgnieniu oka przed balkonem stały już trzy zastępy wojsk, stworzonych według wskazówek. Armia nieprzyjaciela zbliżała się bardzo szybko. Nie było ani chwili do stracenia.
Diablica wydała polecenie Zefirowi, Feniksowi i Ashimaru, by pokierowali odpowiednio jednostkami. Lucyfer tylko stał i patrzył na wszystko znudzonym wzrokiem. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
Wojna trwała już dobre dwadzieścia minut. Wszystkie strony się niwelowały, jednak od jakiegoś czasu przewagę miała grupa ludzkich demonów. Oni trzej biegali po polu walki, jak po placu zabaw i cały czas się śmiali. Uśmiechali się do siebie za każdym razem, kiedy przebijali serca lub pojawiał się nowy trup, stworzony z ich rąk.
Aż  nagle Ash zobaczył, jak klatka piersiowa Feniksa zostaje przebita czarnym ostrzem. Wszystko jakby działo się w spowolnionym tępię. Wszystkie pozytywne uczucia zniknęły. Pojawiło niedowierzanie. Czarnowłosy stanął w bezruchu i widział dokładnie, jak bezwładne ciało jego przyjaciela opada na ziemię. Przez głowę przemknęły mu wszystkie radosne chwile, które przez ostanie stulecia razem przeżyli. Od początku ich narodzin jako demony, zawsze trzymali się razem. Ich ludzka strona spowodowała, że się do siebie wszyscy trzej przywiązali. A teraz... jeden z nich zniknął już na zawsze.
Ashimaru widział, jak u kolegi znika blask w oczach, znika życie. Zastygł w bezruchu. Sekundy zaczęły stawać się minutami. Gdyby nie Zefir, który był niedaleko, został by trafiony od tyłu przez innego przeciwnika. Ash słyszał, że białowłosy coś do niego mówił, ale nie wiedział co. Wszystko przestało istnieć.
Zaczął krzyczeć imię poległego kompana, który już nie mógł odpowiedzieć. Podbiegł do niego i odwrócił na plecy. Widział otwarte, martwe oczy oraz usta. Skóra była nienaturalnie zimna i nie reagowała na żadne bodźce. Zefir nie mógł być przy nim, ponieważ go osłaniał. Również strasznie przeżywał śmierć przyjaciela, ale jego umysł działał dalej i dobrze wiedział, gdzie się znajduje. Na polu walki.
Ashimaru kompletnie o tym zapomniał.
Nagle fala gniewu i rozpaczy zaatakowała jego umysł i ciało. Dał jej upust. Uwolnił wszystkie swoje uczucia, cały ból i cierpienie. Powstała kolumna ognia, która wystrzeliła w górę. Wszyscy wokół zasłonili twarze z powodu nagłego gorąca. W ułamku sekundy, ogień spadł i jednym, potężnym ruchem, biegnącym od czarnowłosego, spalił wszystko. Armia wroga składała się wyłącznie z podrzędnych demonów, które bliskiego spotkania z owym ogniem nie przeżyły. Wszyscy inni mieli wiele poparzeń, ale nie umarli. Nad armią wroga dowodził jeden, wyższej rangi osobnik, który stał niedaleko Asha, przez co odniósł poważne obrażenia i leżał prawie martwy.
Wszyscy patrzyli na wściekłego i niepanującego nad sobą ludzkiego demona, który podchodził powoli do przeciwnika. Z jego jednego oka popłynęła czarna łza. Jego twarz nie miała żadnych emocji, zaś w środku cały od nich był naładowany. Stracił kontrolę nad swoim umysłem i ciałem. Ogarnęło go cierpienie i chęć zemsty.
Kiedy stanął nad wrogim dowódcą, słyszał jak ten błaga o litość, że nie chciał, ale to wszytko było zagłuszane przez tętniącą z gniewu krew w uszach. Ash wystawił rękę w stronę jego twarzy i po chwili wielki strumień ognia wystrzelił od ziemi ku górze. Został sam popiół.
Czarnowłosy odwrócił się w kierunku żyjących osób, które były za nim. Spojrzał się pustym wzrokiem. Nie myślał. Chciał się wszystkich pozbyć, nie rozróżniał już wroga od przyjaciela. Chciał zapełnić czymś to, co stracił. Zaczął cały płonąć, jednak ogień nic mu nie robił.
Po chwili wszystko i wszyscy, w promieniu pięćdziesięciu metrów, zaczęli się palić. Po całym polu walki rozległy się przerażające krzyki. Wszystkie demony wyższego rzędu walczyły z ogniem, który je zaskoczył. Nie mogły umrzeć, ponieważ szybko się regenerowały, jednak i ruszyć, ponieważ ból był zbyt wielki. Były uwięzione w cierpieniu. Nikt nie wiedział, jak to przerwać.
Również Zefir to znosił, jednak trochę mniej, bo w porę użył swojej mocy wiatru. W tym momencie wiedział jedno. Musi to przerwać. Mimo obrażeń, podszedł do przyjaciela i krzyczał, żeby ten przestał. Niestety, nie było żadnej reakcji. Ash nie panował nad sobą. Białowłosy z pełnym bólu wyrazem twarzy, podniósł rękę i swoją mocą przebił mu głowę. Wiedział, że czarnowłosy nie umrze od tego, a jego działanie przyniesie efekt.
Cała jasność, wywołana przez ogień, zniknęła. Ashimaru nieprzytomny padł na ziemię. Zefir popatrzył lekko zmęczony na miejsce, w którym umarł Feniks. Teraz została tam tylko sterta popiołu. Machnął ręką, a wiatr poniósł ją ku górze i rozwiał.
- Żegnaj...- rzekł smutnym tonem.

Lucyfer i Lewiatan wszystko obserwowali z balkonu swojego zamku. Mieli stamtąd najlepszy widok. Widzieli cały przebieg wojny, lecz nic ich to nie ruszyło. Gdy zobaczyli, jak Zefir pozbył się pozostałości po swoim przyjacielu, Lucyfer w końcu odezwał się swoim spokojnym tonem:
- Chyba się do siebie przywiązali.
- Oczywiście, że tak. Przecież byli kiedyś ludźmi, dlatego pomimo tego, że są teraz demonami, będą cierpieć, ale dzięki temu staną się silniejsi. To cecha, której nam brak. Może kiedyś, napędzani przez uczucia, staną się silniejsi nawet od nas - mruknęła Lewiatan - Chociaż... nie. Są na to zbyt głupi.
Zeskoczyła z barierki, na której stała i przybrała ludzką formę. Jej towarzysz zrobił to samo. Diablica zaczęła iść w stronę wyjścia.
- Czyli gdybym zginął, nie było by ci smutno? - zapytał z udawanym smutkiem.
- Nie uroniłabym nawet łezki - rzekła nie odwracając się.
Lucyferowi jeden kącik ust poszedł w górę.
- Okrutnaś, siostro.


_______________________________________________
Bardzo przepraszam, że dodaje to w Drugi Dzień Świąt, ale miałam małe opóźnienia ;_;
Mimo to, życzę Wam wszystkim radosnych Świąt i super Nowego Roku!
I dziękuję wszystkim, którym to czytają, a także tym, co komentują.
Do zobaczenia!

/~NekoNestee

czwartek, 27 października 2016

Rozdział 22

Drzwi z hukiem się otworzyły. Przez nie przeleciało na drugi koniec pokoju martwe ciało, które uderzyło w ścianę, obok głowy Asha.
- Dłużej się nie dało? - zapytał z ironią. Czuł, że zaczynało go piec pod skórą.
Zefir wszedł do pomieszczenia. Nie wyglądał już jak człowiek. Długie, nieokiełznane, białe włosy tańczyły w powietrzu, mimo braku wiatru. Wyglądał bardzo podobnie jak Ash, takie same czarno-czerwone oczy, potężna szczęka z kłami, szpony na palcach. Na sobie miał czarny płaszcz oraz spodnie z czarnego, dymiącego materiału.
Jak tylko wszedł, trzej wrogowie zaatakowali go. Zefir przeklął i szybko zrobił unik. Machnął ręką przed sobą, a strumień powietrza przeciął przeciwników.
- Co to jest? - zapytał zdezorientowany.
- Hybrydy, mieszanki, mutanty. Nazywaj to jak chcesz, ale to bezmózgie marionetki.
- Może i bezmózgie, ale, cholera, silne - powiedział, obserwując, jak kreatury się regenerują i po chwili znów stoją na nogach.
Białowłosy demon podbiegł do jednej i w locie oderwał jej głowę. Wylądował z tyłu i obserwował, czy udało mu się uśmiercić wroga. Zauważył, jak ciało, które nadal się ruszało, opadło na podłogę. Po dwóch sekundach poczuł ukąszenie w nodze. Szybko i z całej siły rzucił łeb, który trzymał, o ścianę. Ten roztrzaskał się i został tylko czerwony ślad.
Ash zrobił unik głową, lecz krew i tak mu pobrudziła twarz.
- Uważaj trochę - rzekł zirytowany.
- Zamknij się. To nie ty walczysz z tym gównem - odpowiedział szybko Zefir, nie spuszczając wzroku z przeciwników - Nareszcie udało mi się jednego pozbyć.
- Spróbuj może wyrwać serca, a nie rzucać głowami.
Białowłosy pojawił się przed jedną z hybryd i zanim ta zdążyła zareagować, przeszył jej klatkę piersiową na wylot, trzymając po drugiej stronie nadal bijące serce. Gdy je zgniótł, rozległ się przerażający, nieludzki krzyk. Przeciwnik padł martwy.
Nagle Zefir poczuł przeraźliwy ból. Spojrzał w dół. Ręka, najprawdopodobniej wilkołaka, która należała do trzeciej hybrydy, przeszyła jego ciało. Na szczęście pod klatką piersiową. Demon chwycił owy nadgarstek i go brutalnie złamał. Przeciwnik wrzasnął, cofając rękę. Białowłosy skorzystał z nieuwagi wroga i wykończył go w taki sam sposób jak poprzedniego.
Po skończonej walce, otrząsnął rękę z nadmiaru krwi, a resztę wytarł o materiał swojego ubrania.
Dziura na brzuchu szybko zaczęła się goić, jednak z nogą nie było tak łatwo. Lekko utykając, Zefir poszedł w kierunku Asha.
- Nie wiem, co to cholerstwo miało w zębach, ale to będzie się goić przynajmniej pół godziny - rzekł wkurzony.
Czarnowłosy zaczął coraz ciężej oddychać. Ból wewnątrz jego organizmu coraz bardziej się nasilał, a do tego jeszcze piekły go kajdany.
Zefir szybko spojrzał na żelaza, którymi jest przybity jego przyjaciel. Domyślił się z czego są zrobione, więc podszedł do stołu z narzędziami i wziął cokolwiek, co by posłużyło za łom.
Po uwolnieniu, Ashimaru upadł na ziemię. Nie dał rady wstać. Czuł niewyobrażalne cierpienie, jakby całe jego wnętrze się paliło. Zaczął krzyczeć i zwijać się z bólu. Nic nie potrafił z tym zrobić. Piekło go niemożliwie wszystko, co znajdowało się pod skórą, powoli idąc w kierunku serca.
- Co ci jest??? - zapytał mocno przestraszony, białowłosy demon.
- Diana... została zatruta - wydusił z siebie, z przerwą na wdech, po czym znowu krzyknął.
Zefir przeżył szok. Czyli... Ashimaru ma umrzeć...? Ma zniknąć, jak jego poprzedni przyjaciel?...
Nie zaakceptuje tego.
Szybko zaczął się rozglądać za jakąś odtrutką, ale dostrzegł tylko strzykawkę z czerwonym płynem w środku. Nie miał nic do stracenia. Wziął ją i podszedł do Diany, która leżała obok Asha. Wbił igłę w jej rękę i przez chwilę patrzył, czy to przyniesie jakieś skutki. Zaczął tracić nadzieję, by to zadziałało. Mogło być już za późno.
Szybko myślał co ma zrobić, jak uratować przyjaciela. Do głowy przyszło mu tylko jedno rozwiązanie.
- Ashimaru, musisz zerwać z nią kontrakt puki jeszcze żyje. Tylko tak uda ci się przeżyć - rzekł zdesperowany. Wiedział, że jego towarzysz polubił dziewczynę, ale lepiej, by jedno zginęło niż oboje.
- Przecież wiesz, że to niemożliwe - rzucił szybko Ash. Ból utrudniał mu mówienie.
- Jest jeden sposób. Lewiatan raz mi powiedziała, gdy się schlała. Aby zerwać kontrakt, trzeba za pomocą swoich mocy pozbyć się znaku kontraktu i zabrać to, co było obiecane. W twoim przypadku nic nie miałeś w zamian, więc musisz się tylko pozbyć znaku.
- Czyli co? Mam ją spalić? - wycedził przez zęby, sfrustrowany i zdenerwowany całą tą sytuacją. Do tej pory był przekonany, że żaden sposób nie istnieje na zerwanie kontraktu.
- Jak chcesz, to możesz, ale chodzi o sam znak. Z resztą, wątpię byś dał radę użyć tyle swojej mocy, by spalić całe ciało. Ona ma znak na palcu, tak?
- Tak. Prawa ręka, środkowy palec.
- Wystarczy, że tylko go spalisz.
Ash nic nie odpowiedział. Nadal nie wiedział, co ma zrobić. Żal mu było dziewczyny, ale nie potrafił jej ocalić. Chciał, by to inaczej się skończyło, ale odczuwał też pragnienie przeżycia i chciał, by ten koszmarny ból się skończył. Złapał się ręki klękającego obok Zefira. Ten pomógł mu wstać i dojść do wózka.
Ash czując, że za parę minut spali mu się serce, nadal z lekkim wahaniem złapał za palec Diany. Po chwili wykrzesał z siebie resztki sił i jego ręka zapłonęła razem z zawartością.
Palec obrócił się w proch. Ash przypalił resztę skóry tak, by krew nie wyleciała. Osunął się wyczerpany na ziemię. Czuł jak pieczenie zaczyna ustępować, że za chwilę zniknie. Wyrównał oddech i siedział tak przez pięć minut. Zefir, będący obok, nic nie mówił.
W końcu Ashimaru wstał. Wiedział, że powróciła mu większość energii, ale przez pewien czas nadal będzie osłabiony. Czuł się jakoś dziwnie, jakby był przygnębiony. Jednak całe swoje emocje skoncentrował na jednym uczuciu- nienawiści do mordercy jego przyjaciela, a teraz również i jego pani.
- Powiedz mi, co tu zaszło? - zapytał Zefir.
- Koleś, który kierował Czarnymi Wężami stworzył sobie marionetki, około tysiąca. Teraz pewnie jest w Piekle i próbuje przejąć władzę.
- Heh, wątpię, by mu się to udało.
- Czemu?
- Po pierwsze może są silne, ale nie na tyle mądre, by wykorzystać wszystkie swoje umiejętności, a po drugie, Lewiatan odwiedziła Gwiazdeczka.
- Lucyfer? Po jaką cholerę?
 Zefir wzruszył ramionami:
- Ja tam nie wiem, ale myślę, że ten ktoś nie da rady zwyciężyć przeciwko dwóm Książętom Piekieł.
- Taaa... Pewnie masz rację - rzekł Ash, po czym na chwilę nastała cisza.
Serce Diany ostatni raz zabiło.
- Umarła - rzekł białowłosy.
Nic nie mógł poradzić. W przeciwieństwie do swojego przyjaciela, nie miał z dziewczyną za dużo wspomnień, więc nie odczuwał za bardzo żalu, po jej stracie, jednak widząc jego przygnębienie, wolał milczeć i po prostu być blisko.
Ashimaru nic nie powiedział, tylko spojrzał się na ciało dziewczyny. Czuł jakieś nieprzyjemne, negatywne uczucie, ale nie potrafił stwierdzić co to. Czyżby... smutek? On był smutny? I to z powodu, że jakiś człowiek umarł? Sam w to nie wierzył.
Chciał już stąd iść. Zapach starych zwłok, który przyprawiał go o mdłości, a także przykre wspomnienia, sprawiały, że chciał się pozbyć całego tego miejsca, zniszczyć je.
Odwrócił się w stronę drzwi i uniósł rękę. W tym momencie, ponad pół laboratoriom zaczęło płonąć.
- Chodźmy stąd - rzekł bez emocji, jednak jego oczy wyrażały istną furię i nienawiść.
Zefir ruszył, nadal lekko utykając, za kolegą i razem w ciszy opuścili stojące w płomieniach miejsce. Wiedział, gdzie się teraz udają- do Podziemi, by się zemścić.
Płomienie ogarniały dosłownie wszystko. Ten niezwykły ogień obracał w proch metalowe stoły, narzędzia i ciała innych istot. Języki ognia zaczęły muskać wózek, na którym leżała Diana. Jej ciało leżało nieruchomo.
Nagle jej serce zaczęło bić, a sama otworzyła jaskrawo-pomarańczowe oczy.

________________________________________________________
I tym akcentem chciałabym zakończyć! Dziękuję wszystkim, którzy to czytali, a jeszcze bardziej tym, którzy komentowali <3 Mam nadzieję, że wam się podobało ^^
Zamierzam napisać nowe opowiadanie, bo mam ich mnóstwo w głowie XD tym razem... romans.
Do tego opowiadania chyba napiszę drugą część, ale nic nie obiecuję, bo muszę mieć zarys całej fabuły i chęć.
Planuję zrobić jeden bonus. Taki spoiler XD Ale nie mówię kiedy się pojawi. :)
Tak więc, jeśli to czytasz, to bardzo ci za to dziękuję!
Mam nadzieję, że do zobaczenia!

/~NekoNestee

czwartek, 13 października 2016

Rozdział 21

Demon otworzył oczy. Przez chwilę miał miał niewyraźny obraz, lecz po paru mrugnięciach, widział normalnie. Poczuł lekkie pieczenie na nadgarstkach i stopach. Zobaczył, że jest przykuty do ściany, za pomocą nie byle jakiego metalu. Szarpnął ręką, by się upewnić czy miał rację. W tym momencie, pieczenie się nasiliło.
-Cholera, Niebiański Metal...- wymamrotał pod nosem, po czym się rozejrzał.
Było to średniej wielkości pomieszczenie, podobne do piwnicy. Wszędzie dominowały ciemne kolory.
Po prawej stronie zauważył dużo stołów, do których były przykute najróżniejsze istoty, takie jak wilkołaki, wampiry, czarownice i wiele innych, wszystkie martwe i bez niektórych kończyn. Ten widok go nie ruszał, jedynie zapach kilkudniowych zwłok drażnił go w nos.
Po drugiej stronie znajdowały się narzędzia, głównie noże i igły, ale nie zabrakło również dziwnych rurek. Wszystko było poukładane na stole, który miejscami był ubrudzony krwią.
Ash stał przykuty niedaleko rogu, przy owym stole. Naprzeciwko były jedyne w tym pokoju, duże drzwi.
Usłyszał, że ktoś idzie w jego kierunku. Nie... Dwie osoby, jedna za drugą. Po chwili drzwi się otworzyły i do środka weszły, tak jak przewidział, dwie postacie. Pierwsza miała szkarłatne oczy, a kosmyki blond włosów opadały jej na twarz. Był to mężczyzna, ewidentnie demon. Miał na sobie ciemną bluzkę, na którą był narzucony ciemnozielony fartuch.
Druga postać miała na sobie białą narzutę,wyglądającą jak worek z otworem na głowę i ręce. Nie miała żadnego wyrazu twarzy. Jej oczy nie miały ani tęczówek, ani źrenic. Blada skóra kontrastowała z ciemnymi, długimi włosami. Nie dało się określić jednoznacznie czy to był mężczyzna, czy kobieta. Postać była kompletnie asymetryczna. Jedna ręka była większa, natomiast druga dłuższa, zakończona pazurami. Podobnie było z nogami. Szła za swoim panem, niczym marionetka.
- Proszę, proszę... Kogo my tu mamy? - zapytał złośliwie blondyn.
Ash nic nie odpowiedział, tylko patrzył się wrogo.
- Ashimaru... Demon  Zniszczenia... Dawno się nie widzieliśmy.
- Forneus...
- O, pamiętasz mnie.
- Jakże bym mógł zapomnieć osobę, która była najbardziej przeciwna planom, dotyczących stworzenia nowego gatunku demonów?
- Tak, tak... Stare dzieje... Ciekaw jestem, jak zareagujesz na to.
W tym momencie odchylił kawałek koszuli, ukazując prawy obojczyk, na którym widniał czarny wąż z koroną.
Ash widząc to, momentalnie się przemienił. Jego skóra stała się szara, co podkreślało głęboką czerń dłuższych włosów. Dolną część ciała przykrywał czarny, dymiący się materiał, który zaczynał się pod srebrnym paskiem. Tuż nad gołą klatką piersiową, powiększył się czarny pentagram. Palce dłoni i bosch stóp były teraz zakończone ostrymi szponami.
Twarz również się zmieniła. Rysy stały się wyraźniejsze. Gałki oczne były całe czarne, z wyjątkiem rubinowych tęczówek, na których zamiast źrenic były pionowe kreski.
Ash ukazywał długie kły, niczym wściekłe zwierzę. Zaczął szarpać rękoma, by się uwolnić, jednak nie dawało to większego skutku, jedynie ból.
-Ha ha! Uspokój się. Nic ci to nie da - rzekł lekko rozbawiony Forneus.
- Czego chcesz? - wysyczał nieludzkim głosem Ash.
- Skoro nalegasz, to opowiem ci w skrócie, od początku.
- Syndrom porywacza - rzekł z drwiną - Nie ma do kogo gadać, to się wyżala swoim ofiarom.
Blondyn  zrobił szybki ruch i kopnął z pół obrotu swojego jeńca. Temu szyja strzeliła, a głowa mocno się odgięła. Po chwili jednak wróciła na miejsce.
Pan dziwnych kreatur złapał Asha za żuchwę i popatrzył z wyższością oraz nienawiścią:
- Radzę ci słuchać, bo to będzie ostatnia rzecz, którą usłyszysz.
Zrobił krok w tył i kontynuował:
- Od dawna chciałem przejąć władzę w Podziemiach. Nie dawno udało mi się zrealizować plan, tworzony przez wieki. Jednak nie mogłem przejść obojętny obok wydarzenia sprzed pięciu lat. Nagłe zniknięcie Władcy Piekieł również dało dobrą okazję. Postanowiłem wtedy stworzyć własną armię z podrzędnych demonów. Są tak głupie i naiwne, że udało mi się przekonać ponad połowę, dzięki czemu prawie mi się udało. Prawie, gdyby nie jacyś odmieńcy, ty, Zefir i Feniks. Na szczęście pozbyłem się przynajmniej jednego, przez co, po stracie przyjaciela, wpadłeś w szał i wraz z Zefirem pozbyliście się wszystkich Węży. A przynajmniej tak myśleliście.
- I co? Myślisz, że zbierając nową armię uda ci się pokonać Czterech Książąt Piekła?
- Błagam cię. Szatan ma wszystko w dupie, nie obchodzi go co się dzieje pod ziemią. W głowie mu tylko wojna z Niebem i tam się bawi. Lucyfer podobnie, tylko jego kompletnie nic nie obchodzi, dopóki coś mu nie stanie na drodze. Beliar zwiał z tronu pięć lat temu i nikt nie wie, co się z nim dzieje, a z Lewiatan sobie poradzę. Mimo że teraz ona rządzi, to nadal jest sama.
- Zapominasz o innych szlachcicach.
- O niczym nie zapominam. Większość wyrżnę w pień, a część się do mnie przyłączy.
- Wątpię by ci się udało. Nie masz tyle siły.
- Ha ha! Nie docenisz mnie. Wiesz co takiego stworzyłem? Zobacz - podszedł do swojego sługi, którym stał nieruchomo - Stworzyłem hybrydy. Każda ma pomieszane narządy i moce różnych kreatur. To jakbyś połączył wilkołaka, wampira, czarownicę, i co tam chcesz, a nawet demona. Wszystkie cechy są w jednym ciele, tak samo, jak umiejętności. Nadal sądzisz, że mi się nie uda? Mam mnóstwo takich marionetek. Rzeczywiście, może przeciwko wszystkim Książętom Piekielnym jednocześnie, nie dałbym rady, ale sam wiesz, jak jest teraz.
- To po to organizowałeś Potworne Żniwa? By wyłonić najsilniejszego potwora, a potem zrobić z niego dostawcę towaru do swoich podwładnych?
- Zgadza się. Wystarczy powiedzieć, że jak się wygra, to coś się dostanie, a przylecą, jak pszczoły do miodu. Tylko idioci wierzą demonowi.
Ash miał zaciśnięte zęby ze złości. Nie obchodziło go zbytnio, co się stanie z resztą podziemnego świata. Chciał pomścić swojego przyjaciela, patrzeć, jak umiera jego morderca. Jeszcze raz szarpnął rękoma, jednak to wywołało tylko większe pieczenie na skórze.
- Jak udało ci się sprawić, by Góra się do tego nie mieszała?
- To proste, w ogóle nie używałem ludzi. Gdybym to zrobił, to na pewno by się do mnie przyczepili - powiedział, idąc do stołu z narzędziami - A więc, skoro już twoja ciekawość została zaspokojona, teraz ja zaspokoję swoją chęć zabicia cię. Będziesz umierać w najgorszym cierpieniu. Wprowadzić! - wydał polecenie swojemu podwładnemu. Ten wyszedł i po chwili wrócił, pchając wózek, którym przewozi się chorych na salę operacyjną. Na nim leżała nieprzytomna Diana.
Ash zamarł.
Forneus wziął ze stołu jedną z dwóch strzykawek, która miała w środku bladożółty płyn. Podszedł do dziewczyny, wziął jej prawą rękę i podał dożylnie ową ciecz.
- Za piętnaście minut, maksymalnie za pół godziny, będzie martwa - rzekł z uśmiechem - A ty umrzesz, wypalając się od środka. Teraz muszę Cię prosić o wybaczenie, ale idę z moimi marionetkami podbić Piekło - powiedział, po czym wyszedł.
Tuż po tym jak blondyn wyszedł, do pokoju weszły trzy hybrydy.
Stały przed drzwiami, niczym bezduszne lalki. Wszystkie podobne, różniące się tylko szczegółami. Dostały od swojego stwórcy rozkaz, by przypilnować więźnia.
Ash najchętniej wpadłby w furię i zniszczył wszystko dookoła, ale specjalne kajdany oraz fakt, że jego właścicielka umiera, sprawiało, że nie mógł. Ciemny dym zaczął się wydobywać z jego oczu. Szybko myślał, co może zrobić. Do głowy przychodził mu tylko jeden pomysł. Nie przepadał za używaniem swojej mocy ognia. Używał jej tylko w ostateczności. Zamknął oczy i się skoncentrował.
Nagle przed nim zapłonął pentagram i zawiał lekki wiatr. Po paru sekundach wszystko ustało.
Po minucie, z za drzwi dało się usłyszeć odgłosy walk. Ktoś rozcinał ciała swoich przeciwników, idąc w kierunku czarnowłosego demona.


_______________________________________________
Tak to ja! Znowu!
...
Tia... Rozdział 21 oto podany! Mam nadzieję, że się podoba ;)

/~NekoNestee

czwartek, 29 września 2016

Rozdział 20

Ash popatrzył ze złością na Libertusa:
- Wątpisz w moje umiejętności?
- Jakże bym śmiał - odrzekł anioł udając strach, kładąc rękę na serce - Przecież jakże bym mógł w Pana... a no tak. Nie jesteś szlachcicem - ostatnie zdanie wypowiedział ze złośliwością.
Ash nic nie powiedział, tylko zacisnął pięści i usta. Blondyn uniósł brwi.
- Nooo... coś trudno cię dziś sprowokować - rzekł pewny siebie anielski sługa, krzyżując ręce - Przecież już dawno, nawet na sam mój widok, od razu byś mnie uderzył. Czyżby to z powodu człowieka, który stoi za tobą?- w tym momencie schylił się lekko i popatrzył na Dianę.
Ash schował ręce do kieszeni, by nie kusiła go opcja uderzenia anioła.
Ona trochę się przestraszyła, lecz po chwili, gdy spojrzała w jego złote oczy, poczuła ogarniający ją spokój. Nie wiedziała dlaczego. Może aniołowie tak działają na ludzi?
- Diana jak mniemam?
Dziewczyna potwierdziła kiwnięciem głowy.
Anioł nic nie powiedział tylko zmierzył ją wzrokiem i się wyprostował.
- Po co tu przylazłeś? - zapytał zirytowany demon.
- Jestem ciekaw, czy zrozumiesz o co mi chodzi - rzekł z wyższością, po czym dodał wolniej, by zaakcentować każde słowo - Węże mają wiele wspólnego z Kwiatami.
Ash popatrzył się jak na idiotę:
- Co ty, w botanika się bawisz?!? - zapytał wyraźnie wkurzony.
- Ha ha! Wiedziałem, że jesteś debilem...
- Ty serio chcesz się bić???
- Spokojnie. Pomyśl nad tym co ci powiedziałem. Co było pięć lat temu? Co jest teraz?
Czarnowłosy zastanowił się przez chwilę. Nagle unosił gwałtownie głowę. Zrozumiał o co chodzi:
- Czekaj... Jak to? Przecież spaliłem ich wszystkich. Widziałem, jak ich szef się spalił. Więc jak to możliwe...
- Jesteś pewien, że tamten był prawdziwy? - przerwał mu Libertus - A co jeśli powiedziałbym, że ten którego zabiłeś, był podstawiony, a prawdziwy działał z ukrycia?
Ash nie ukrywał swojego zszokowania. Na to nie wpadł.
- I że teraz, ta sama osoba, jest przywódcą Czarnych Lilii?...
Anioł nie mógł potwierdzić słownie, ale kiwnął głową.
Demon czuł narastający w sobie gniew. Przez te wszystkie lata,  był pewny, że wszystkich z organizacji, która zamordowała jego przyjaciela, wytępił. A teraz się dowiaduje, że najważniejsza osoba, która przez cały ten czas kierowała wszystkim, przeżyła. Zaczęła ogarniać go furia i chęć zemsty. Zacisnął ręce w pięści. Zamknął oczy, by spróbować zapanować nad gniewem, lecz mimo to tęczówki stawały mu się intensywnie czerwone, a kły zaczęły się dłużyć i ostrzyć.
Libertus widząc to, położył rękę na ramieniu demona.
- Ogarnij się. Odegrasz się nie długo. Szczególnie, że w tym roku ukończył swoje... "dzieło". Nie mogę powiedzieć dokładnie, o co chodzi, ale wiedz, że to dotyczy głównie Podziemi, a z racji tego, że jesteś na celowniku, powinieneś bardziej uważać.
Ash trochę się uspokoił.
- Gdzie jest ich siedziba? Kim jest ten cały... operator??? I dlaczego dotyczy to tylko Piekła?
- Ech... nie mogę ci nic więcej powiedzieć, takie rozkazy. I tak cud, że mogłem cokolwiek ci o tym powiedzieć, więc powinieneś być mi wdzięczny.
- To ostatnie pytanie. Dlaczego mi o tym mówisz?
Libertus uniósł lekko brwi. Pochylił się w stronę Asha i rzekł cichym i przerażającym tonem:
- Bo to ja chcę cię zabić, patrzeć, jak twoje oczy tracą blask, pełne nienawiści. To ja chcę być tym, który przeszyje twoje ciało na wylot. Chce usłyszeć twoje ostatnie słowa.
Demon uśmiechnął się złowrogo.
- I dlatego nie pozwolisz, by zabił mnie ktoś inny. Heh. Zobaczymy kto kogo zabije, Lili. Sam wiesz, że tak łatwo się nie dam.
Anioł się wyprostował, a jego kąciki ust poszły lekko w górę. Zaczął iść wzdłuż ulicy, oddalając się od Asha. Machając ręką, bez odwrócenia się, rzekł na do widzenia:
- Mam nadzieję, Ashimaru.
Ten wcisnął przycisk, by przejść przez ulicę.
Diana nie rozumiała, o czym rozmawiali, jednak była tego bardzo ciekawa. Postanowiła zadać parę pytań, ale jak będą na tej spokojniejszej części drogi, którą zaczynała się chwilę po skrzyżowaniu.
Po około pięciu minutach drogi, Diana nadal się wahała.
Ash czuł jej niezdecydowanie, jednak nie zareagował.
- O co chodzi z tymi Wężami i Czarnymi Liliami? - zapytała w końcu.
- Lilie to ci goście, którzy nas zaatakowali, a Węże to też coś podobnego.
Dziewczyna nie była usatysfakcjonowana z odpowiedzi.
-A co było pięć lat temu?
Demon przez chwilę zastanowił się co powiedzieć.
- Wtedy wybuchła wojna o władzę w Podziemiach, a Węże to grupa, która prawie wygrała.
- Prawie?
- Tak - rzucił od niechcenia.
- A dlaczego? - zapytała Diana trochę ciszej.
- Po prostu - rzekł zirytowany.
Dziewczyna uznała, że powinna przestać, ale jedna sprawa nie dawała jej spokoju.
- Byłeś człowiekiem?
W tym momencie zatrzymał się i zwrócił ku Dianie. Nadal był zdenerwowany tym, co powiedział mu anioł.
-Słuchaj, nie chcę o tym ga...
Zdanie przerwało mu silne ukłucie w plecy. Ashowi wzrok zaczął się rozmazywać.
-Ash?!? Co się dzie...- Diana padła na ziemię nieprzytomna.
Demon czuł, że za chwilę podzieli jej los, ale nadal walczył. Wiedział, że nie dostał czymś zwykłym. Zobaczył czym dostała jego pani. W jej ramieniu tkwiło coś w rodzaju strzałki usypiającej. Odwrócił głowę, by zobaczyć, kto do nich strzelił, jednak w tym samym momencie poczuł nowy, nagły ból w szyi i w bok.
Czarnowłosy upadł bezwładnie na ziemię. Tuż przed całkowitą utratą przytomności, zdołał dostrzec czterech ludzi, wychodzących z lasy, który był na końcu małej drogi.
Potem nastała ciemność.

___________________________________________
Przepraszam znów za opóźnienie! >.< Ale szkoła itp...
Dobra. Zdradzę, że powoli zbliżamy się ku końcowi!
Planuję zrobić jeszcze bonus, ale nw czy coś z tego wyjdzie ( ten by był spójny z fabułą).
Jeszcze raz przepraszam!
Do następnego!

/~NekoNestee

PS. Jak widzicie błąd to piszcie w kom, potem bym je usunęła, by nie robić spamu.

wtorek, 13 września 2016

Rozdział 19

Dwa demony pojawiły się na dachu, z którego był widok na okno do pokoju Diany i większość ulic. Ash puścił ramię kolegi. Zefir nie ukrywał swojego zszokowania.
- Możesz mi powiedzieć, co to było? - zapytał, wskazując kciukiem za siebie.
Ash opowiedział wszystko, co się zdarzyło do tej pory. Zefir był pod wrażeniem, co takiego tamta sekta wymyśliła. Westchnął i powiedział:
- Sam nie wiem kto miał gorzej: ona, bo cierpiała, czy ty, bo mogłeś zginąć.
- Dobra, koniec. Było minęło. Co chciałeś mi przekazać?
- Właśnie. Przed chwilą spotkałem Libertusa.
- Co? - zapytał Ash. W jego głosie dało się usłyszeć wyraźne zdziwienie - A czego ten anioł chce?
- Powiedziałbym ci, ale on chce ci to osobiście przekazać.
- Aha... No dobra, ale dlaczego w takim razie ty tu jesteś, skoro nie chcesz mi powiedzieć, o co chodzi?
Zefir przyłożył rękę do głowy.
- Jednak dobrze, że przyszedłem... - rzekł sam do siebie, a następnie zwrócił się do przyjaciela - Wiem, że za każdym razem, jak się spotykacie, to zaczyna się, lub czasem kończy, ostrą bitwą.
- No i?
- Ty chyba naprawdę mózgu nie masz. Zapomniałeś już, że masz właściciela? Jak rozwalisz znowu pół miasta, jak osiemdziesiąt lat temu, to  możesz ją zabić i przy okazji sam zginąć, dlatego chcę, byś chociaż ten jeden raz darował sobie pojedynek.
Czarnowłosy demon skrzyżował ręce i odwrócił głowę. Lekko wkurzony i naburmuszony, zgodził się.
Zefir zmarszczył brwi ze zdziwienia. Jak to? Od razu się zgodził?  Bez żadnego sprzeciwu? Coś mu nie grało. Pochylił się lekko, by spojrzeć na twarz kolegi, lecz ten miał odwrócony wzrok. Białowłosy nagle wyprostował się i rzekł:
- Hah... Nie wierzę...
- Co? - zapytał zdezorientowany Ash.
- Ja nie mogę, ty ją polubiłeś! Ty polubiłeś tego człowieka! A myślałem, że znowu się bawisz...- stwierdził z niedowierzaniem i rozbawieniem.
- Co??? Nie! Skąd ci to przyszło do głowy! - zirytował się demon.
- Tak, tak. Wmawiaj sobie co chcesz. Ja wiem swoje - powiedział z uśmiechem, po czym dodał - Dobra, ja lecę. Mam jeszcze swoje plany. A ty pamiętaj, co mi obiecałeś. W razie czego wiesz jak mnie znaleźć.
Zefir odwrócił się i wymamrotał coś pod nosen, zszokowany faktem, że jego przyjaciel polubił kogoś z rasy ludzkiej, po czym rozpłynął się w powietrzu.
Ash zwrócił wzrok na pokój dziewczyny. Zobaczył jak znów siedzi na łóżku, pogrążona w myślach.
- Ph! Idiotyzm... - rzekł do siebie, jednak sam nie wiedział czy to prawda, czy nie.

***

Diana siedziała w pokoju. Spojrzała na zegarek. Od zniknięcia Asha z Zefirem minęło półtorej godziny. Chyba już powinni skończyć rozmawiać.
Jej serce zabiło mocniej, na samą myśl o wymianie zdań z demonem. Chciała się wreszcie przełamać. Co jej da ciągła ucieczka? Wiedziała, że jak dalej będzie siedzieć, to znowu stchórzy.
Wstała i wyszła z pokoju. Zeszła na dół i oznajmiła rodzicom, że idzie na spacer. Wyszła z domu, kierując się do lasu.
Weszła na właściwą drogę i skręciła w kierunku krzaków.
Była już na miejscu. Czuła na sobie wzrok demona. Serce jej łomotało. Bała się, nie wiedziała co miała powiedzieć.
Ale chciała to zrobić, więc to zrobi. Wzięła wdech i szeptała:
- Ashimaru.
Wezwany pojawił się przed nią. Stanął i nic się nie odezwał.
Diana spojrzała na niego, a dokładniej w jego oczy. Jej ciało nie chciało się ruszyć. Przełknęła ślinę.
Co teraz? Co ma powiedzieć? Pustka w głowie. Tylko straszne obrazy. Spuściła wzrok. Będzie mówić co jej przyjdzie do głowy. Teraz się nie cofnie. Nie, kiedy zrobiła już pierwszy krok.
- Przepraszam... Przepraszam! - powiedziała za drugim razem mocniej.
Czuła, że łzy chcą się wydostać, ale nie pozwoliła im na to.
Ash był zaskoczony. Nie spodziewał się, że przeprosin. Bardziej myślał, że będzie go wyzywać i oskarżać, że to jego wina lub coś w tym stylu. Ale przeprosiny? Za co?
- Może rzeczywiście też jakoś byłeś w to zamieszany, ale to nie zmienia faktu, że zachowywałam, się jak ostatni debil i tchórz, za co przepraszam.
Mimo iż tak mało powiedziała,  poczuła ulgę. Zrobiła to i się przełamała. Spojrzała na demona, w nadziei, że coś powie, jednak ten się na nią patrzył i nic się nie odezwał.
Ash otworzył usta, ale po chwili je zamknął. Popatrzył się na Dianę, jak na idiotkę. Wskazał palcem na swoje usta.
Dziewczyna przechyliła lekko głowę,  nie wiedząc o co chodzi.
Czarnowłosy zwrócił zirytowany wzrok w bok, myśląc, jak może przekazać bez słów, o co mu chodzi. Znowu spojrzał na Dianę. Pokazał palcem na siebie, potem nim zaprzeczył, a na końcu pokazał dłonią mówienie.
- Dlaczego nie możesz mówić? - zapytała zdezorientowana.
Ash przyłożył rękę do twarzy.
- Czekaj... Chodzi o to, co wtedy powiedziałam, żebyś się do mnie nie odzywał?
Ash potwierdził to kiwnięciem głowy, wyraźnie zniecierpliwiony.
- Aaa... przepraszam. Możesz mówić - odparła zakłopotana.
- No nareszcie - powiedział do siebie - Nie no... Ja zabardzo nie wiem, co mam ci powiedzieć.
- To nic. Ja się cieszę, że mogę z tobą normalnie rozmawiać - uśmiechnęła się. Cieszyła się, że pokonała swój strach. Teraz koszmary nie wydawały się być tak bardzo realne.
Ash w momencie, gdy zobaczył  radość dziewczyny, poczuł jakieś dziwne uczucie. Nie było ono negatywne, wręcz przeciwnie, jakby... szczęście? Do głowy mu przyszły słowa Zefira: " Ty ją polubiłeś"
- Idiotyzm... - rzekł do siebie i ruszył za oddalającą się Dianą

***

Następnego dnia, Diana znów obudziła się gwałtownie, ciężko oddychając. Znowu koszmary. Lecz tym razem nie wydawały się być tak realistyczne, jak kiedyś. Spojrzała na Asha, który siedział na krześle obok.
- Znowu? - zapytał.
- Tak... Mam nadzieję, że to mi przejdzie.
- Kiedyś na pewno - rzekł niewzruszony.
Dziewczyna nic nie powiedziała, tylko poszła do łazienki.

Po wyjściu ze szkoły, Diana zobaczyła, że Ash stoi przy bramie głównej. Przez chwilę miała o to do niego żal, bo nie wiedziała, co inni mogą sobie pomyśleć, jednak uspokoiła swoje emocje i starała się tym nie przejmować. Mimo to, z tyłu usłyszała komentarz dwóch, nieznanych jej dziewczyn, na temat, że to może być jej chłopak. Gdy to usłyszała, poczuła zawstydzenie.
Demon od razu to wyczuł i go to bardzo rozbawiło.
- I z czego rżysz? - zapytała już w miarę spokojna.
- Dobrze wiesz z czego - odpowiedział na wpół śmiechem - Jak chcesz, to zawsze mogę udawać twojego chłopaka - dodał złośliwie.
Diana spojrzała się na niego z udawaną złością.
- Masz więcej czegoś takiego do mnie nie mówić - powiedziała stanowczo.
Ash zamknął swoje usta i popatrzył przed siebie, zrezygnowanym, ale nadal śmiejącym się wzrokiem. Nie zdziwił się, gdy na skrzyżowaniu zobaczył Libertusa, swojego odwiecznego rywala.
- Siema Lili. Co cię tu sprowadza? - zapytał złośliwie demon.
- Witaj Ashimaru. Nic ważnego dla mnie, ale raczej groźnego dla ciebie, czyli coś, z czym nawet ty, demon ludzkiego pochodzenia, nie poradzi sobie.

____________________________
To ten... no... Rozdział 19 juz jest!..

/~NekoNestee

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Rozdział 18

Diana spokojnie szła do szkoły. Myślała nad wszystkim. Próbowała zapomnieć o tym wszystkim, co widziała, jednak koszmary jej to uniemożliwiały. Mimo wszystko cały czas z tym walczyła. W szkole też nie chciała już być sama. Trzymała się ze swoimi, możliwe, że już przyjaciółkami, Kamilą i Nikolą, chociaż bardziej by je określiła jako bliskie koleżanki. Rozmawiając z nimi, choć na chwilę zapomniała o tym, co ją spotkało.
Od dwóch dni starała się w ogóle nie myśleć o paranormalnych i strasznych rzeczach. Nie potrafiła spojrzeć Ashowi w oczy. Co więcej, próbowała nawet o nim nie myśleć,  jakby zapomnieć. Chciała uciec od rzeczywistości i problemów.
Coraz bardziej udawała kogoś, kim nie jest. Zatracała się we własnym świecie i tworzyła nową wersję siebie opartą na strachu.
Minęły dopiero cztery dni, odkąd ostatni raz rozmawiała z demonem, a czuła jakby minęło już parę miesięcy. Sama się dziwiła, jak szybko i łatwo człowiek może się złamać. Jakaś jej część nadal pamiętała te radosne chwile i szczery śmiech, ale ta część była coraz bardziej pochłaniania przez kłamstwo. Uciekała... nawet przed sobą.
- Diana! Słuchasz mnie? - zapytała lekko naburmuszona Nikola.
- Oczywiście, że tak - odparła z wyćwiczonym niemalże do perfekcji, sztucznym uśmiechem.
- Oczywiście, że nie. Nie masz pojęcia o czym gadamy, prawda? - jej ton był lekko rozbawiony.
- Ok, masz mnie. Zamyśliłam się.
- Ooo... Nie pierwszy raz. Nad czym? A może kim? - spytała podejrzliwie Kamila.
- Nie rozumiem...
- Może nad tym kolegą,  którego spotkałyśmy wtedy w kinie?- w tym momencie obie koleżanki się zaśmiały, ale Diana momentalnie zbladła. Poczuła ból i przerażenie. Nie. Nie mogła tego pokazać. Zapomnij. To wszystko nieprawda.
- Diana? Wszystko ok?
- Tak. Trochę głową mnie boli - odparła z naturalną maską na twarzy - Ty lepiej powiedz jak tam było wczoraj na randce. Nie wiedziałaś co na siebie włożyć i wstawiłaś zdjęcia na chyba wszystkie portale społecznościowe.
W tym momencie Nikola oblała się rumieńcem:
- Nie na wszystkie... tylko może trzy czy cztery...
- Ha Ha Ha!

***

Po skończonych lekcjach Diana ubrała się w bluzę i wyszła ze szkoły. Pomachała koleżankom, stojącym na przystanku i poszła dalej. Weszła na spokojną część drogi i odetchnęła z ulgą. Była na razie sama. Nie. Nie będzie o tym myśleć. Zapomni o przeszłości.
- O, Diana! - usłyszała z tyłu. Osoba dotknęła jej, by się odwróciła. Dziewczyna spojrzała na twarz postaci i jej źrenice momentalnie się zwęziły, a jej usta się otworzyły z przerażenia. Przecież to jej nie dotyczyło, więc dlaczego? Dlaczego stał przed nią białowłosy demon?...
Ten popatrzył się na Dianę ze zdziwieniem. Nie spodziewał się takiej reakcji. Zrobił krok do przodu, a dziewczyna się cofnęła.
- Ej... - zaczął zmieszany, gdy wtem Ash pojawił się koło niego, chwycił gwałtownie za rękę i oboje zatrzymali swoje dłonie w powietrzu, które były wyprostowane i z ostrymi paznokciami.  Obie pary oczu stały się w ułamku sekundy czerwone.
Gdy tylko zobaczyli kto stoi na przeciwko, uspokoili się. Ash odetchnął z ulgą, że to tylko jego kolega a nie ktoś z prześladowców.
- Zefir, nie strasz mnie tak...
- To raczej moja kwestia.
- Sorry, później ci wyjaśnię. Chciałeś czegoś?
- Tak, przekazać ci pewną informację.
- Ok... - w tym momencie popatrzył na swoją panią z lekkim smutkiem i troską. Jej twarz wyrażała nieme przerażenie - To chodź gdzieś indziej - złapał kolegę za ramię i zniknęli.
Diana patrzyła się jeszcze chwilę zszokowana. Zszokowana wszystkimi myślami napływającymi do jej głowy. Jej serce łomotało w piersi. Nogi się pod nią ugięły i upadła na chodnik, a łzy zaczęły jej spływać po policzkach. Nikogo o tej porze nie było, oprócz niej.
Jak mogła być tak głupia? Fakt, nadal się boi, te ciągle koszmary wydają się być takie prawdziwe, ale czemu? Czemu, do jasnej cholery, ucieka, zamiast rozwiązać problem? Czemu ciągle się oszukuje? Przeszłości nie zmieni, ale nadal cierpi. Ciągle pytała się siebie: dlaczego? Dlaczego tak jest? Dlaczego ją to boli? Dlaczego się cały czas okłamuje, skoro tak naprawdę tego nie chce?
Łzy cały czas spływają. Właśnie sobie uświadomiła. To przez nią. To przez siebie cierpi, cały czas się oszukuje i ucieka. Nie chce tego. Nie chce być fałszywa i skazana na cierpienie.
Znów coś jej przyszło do głowy: To dlaczego nic z tym nie zrobi? Skoro nie chce tak żyć, to może pora jednak wstać i coś z tym zrobić. Tylko co?
Nie uciekać. To zdanie nagle przyszło jej na myśl.
W końcu się ocknęła i się rozejrzała, że nadal siedziała na środku chodnika. Dziękowała tylko, że nikogo nie było. Otarła łzy i wstała. Postanowiła, że jak wróci Ash, to musi z nim porozmawiać. Nie wie dokładnie o czym ani jak. Przejrzała na oczy i chce stawić czoła swoim lękom. A były nimi te dwa demony, więc zacznie od pierwszego.

***
~ Godzinę wcześniej~

Zefir przez ostatnie dni nic nie robił. Znudził się bezczynnością, więc postanowił zabawić się z czyjegoś nieszczęścia. Był w centrum miasta, oddalonym około dwudziestu minut drogi pociągiem od miejsca, gdzie mieszka Diana. Ona mieszkała na obrzeżach.
Stał pod słupem z plakatami i patrzył na każdego człowieka. W głowie wyliczał sobie kogo wybrać, gdy nagle dostrzegł jedną osobę, która tylko dla niego wyróżniała się z tłumu.
Zobaczył młodego mężczyznę, który był ubrany cały na biało. Tylko wzór na koszulce miał w innych kolorach. Pozornie normalny, średniej długości blond włosy, normalnie ubrany, ale Zefir wyczuł co innego, a mianowicie woń Nieba. Złote oczy u tej osoby tylko potwierdzały jego przypuszczenia. W dodatku po chwili rozpoznał tą twarz. Nie raz już ją widział, gdy ten mężczyzna wielokrotnie toczył walki z jego przyjacielem. Libertus.
- Lili!- zawołał.
Osoba rozejrzała się i dostrzegła Zefira. Podeszła do niego i z irytacją powiedziała:
- Nie nazywaj mnie tak.
- Oj, no przepraszam Lili. Czego anioł, z zastępu Potęg, szuka na w tym mieście?
- Pewnego wkurzającego, białowłosego demona. Mam ci coś ważnego do powiedzenia.
- O, to chyba nowość.
- A żebyś wiedział. Tylko się nie przyzwyczajaj. Musiałem osobiście poprosić Pana o pozwolenie, by zejść na Ziemię i wam to przekazać.
Zefir popatrzyła się lekko zdezorientowany.
- Nie rozumiem.
- Ech... Mogę wam tylko dwóm przekazać, o co chodzi i potem muszę iść. Słuchaj, Czarne Lilie mają więcej wspólnego z Wężami, niż ci się wydaje.
- Co przez to masz na myśli? Co ma śmierć Feniksa do nocy z trzydziestego pierwszego października na pierwszego listopada?
- Nie mogę ci dokładnie powiedzieć, bo mi zabroniono. Mogę jedynie dać wam wskazówkę. To co się szykuje, nie dotyczy ani ludzi, ani Nieba, więc mamy zakaz wtrącania się. Nie chcę, żeby Ashimaru zginął, zanim sam go zabiję. Mogę powiedzieć tylko, że plan realizowany przez ostatnie pięć lat, w tym roku dobiegł końca.
- Myślę, że chyba ogarniam, ale nie do końca rozumiem.
- Dobre i tyle. Szczególnie zagrożony jest Ashimaru. Wiesz gdzie dokładnie teraz przebywa? Chcę mu to powiedzieć osobiście.
Zefir wytłumaczył Liberusowi dokładnie, co się stało i gdzie jego przyjaciel aktualnie się znajduję. Anioł wyraźnie się zdziwił, że jego odwieczny rywal zawarł kontrakt z człowiekiem. Po chwili jednak powiedział, że jutro zajrzy do drugiego demona, bo ma jeszcze jedną sprawę do załatwienia i się pożegnał.
Zefir długo się nie zastanawiał i postanowił uprzedzić kolegę przed wizytą anioła.

_______________________________________
Przepraszam Was, że lekko się spóźniłam.
Mam nadzieję, że niektórym osobom się to podoba, co piszę!
I dziękuję za ponad cztery tysiące wyświetleń! <3

/~NekoNestee

niedziela, 14 sierpnia 2016

Rozdział 17

 Podziękowania dla Patty(ka) <3
A także dziękuję wszystkim komentującym rozdziały! Po misiu dla was! ʕ ᵔᴥᵔ ʔ _________________________________________________

W pokoju rozbrzmiała spokojna melodia. Diana odwróciła głowę i sięgnęła po telefon. Była szósta czterdzieści pięć. Nacisnęła przycisk "wyłącz" i odłożyła komórkę.
Nie spała od dobrych dwudziestu minut. Obudziła się wcześniej, ponieważ przyśnił jej się koszmar, a dokładniej tamta straszna wizja.
Wpatrywała się w sufit.
Kolejny dzień. Bała się co przyniesie. Nie chciało jej się wstawać. Leżała z otwartymi oczami, będąc duchem gdzieś indziej.
O siódmej w końcu wstała i poszła do łazienki. Czuła jakby jej ciało wszystko robiło automatycznie, zanim sama pomyśli, co miała zrobić. Mózg zaczął jej się uruchamiać w chwili, gdy zastanawiała się,co ma dzisiaj założyć. W ostateczności założyła czarne spodnie i białą bluzkę, z dwoma łatanymi sercami. Spakowała potrzebne książki do plecaka i zeszła na dół.
W kuchni zastała mamę i siostrę. Zjadła kanapkę z serem na śniadanie i pożegnawszy się, wyszła z domu.
Idąc do szkoły, domyślała się, że jest obserwowana przez Asha. Nadal nie potrafiła spojrzeć mu w twarz. Wiedziała, że to nie do końca jego wina i chciała z nim normalnie gadać, ale... nie potrafiła. Dystans między nimi to potwierdzał. Demon jednak mógł być bliżej niż wczoraj. Minimalna odległość wynosiła tym razem piętnaście metrów. Mimo iż była coraz mniejsza, to nadal była, co Asha nie zadowalało. Mimo wszystko i tak czuwał nad bezpieczeństwem swoim i swojego właściciela w postaci astralnej.
Z  bratem też nie chciała na razie gadać. Jeszcze nie.
W szkole dzień minął normalnie. Diana nie mówiła zbędnych rzeczy, mówiła wtedy, kiedy ktoś do niej coś powiedział. Starała się nie mieć smutnego wyrazu twarzy. Za każdym razem, gdy się odzywała, odruchowo uśmiechała się, czyli można by rzec, że nosiła maskę, której nikt nie zauważył. I dobrze. Nie chciała za bardzo z nikim gadać, ale jak już musiała to mówiła krótkimi zdaniami.
W domu tak samo. Dobrze udawała, że nic się nie stało, tłumacząc się, że jest po prostu zmęczona.
Poszła do pokoju i położyła się na łóżku.  Nic się jej nie chciało. Ani spać, ani cokolwiek robić. Przytuliła się do poduszki i niespodziewanie łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Nie rozumiała czemu płacze, ale czuła w środku pewnego rodzaju ból. Obróciła się na plecy i myślała nad... niczym. Jakby tylko czekała, żeby ten dzień się już skończył.
Po godzinie bezczynnego leżenia,  wreszcie wstała i odrobiła lekcje.
Reszta dnia minęła jej podobnie. Nie wiedząc,co ma wieczorem robić, wzięła białą kartkę i narysowała w odcieniach szarości skrzydlatą wróżkę, skuloną pod drzewem, a dokładnie pod wierzbą płaczącą.

Następny dzień. Następna taka sama pobudka. Tym razem dziesięć minut przed budzikiem. Wstała i poszła do łazienki. Spojrzała w lustro na dziewczynę o smutnych, prawie szarych oczach. Nie chce być już taka być. Chce czuć jakieś pozytywne emocje, tylko że łatwiej powiedzieć niż zrobić. Ale od czegoś trzeba zacząć. Postanowiła, że dziś w szkole będzie chętniej rozmawiać z innymi, czyli Kamilą i Nikolą, bo z resztą osób nie ma jakiś lepszych kontaktów.
Z trochę lepszym patrzeniem w przyszłość wyszła z domu.
Ash siedział na dachu jednego z domów i obserwował Dianę, jak idzie do szkoły.
Co miał lepszego do roboty? Kolejny dzień obserwował z daleka swoją panią. Rzeczywiście, nie raz mu przeszło przez myśl, że jest dziadowym właścicielem demona i że łatwo może nią manipulować, ale jak ona chce, to potrafi dać rozkazy, które zapędzają go w kozi róg. Jednak ta dziewczyna nie jest tak do końca głupia.
Ash czuł, że narzucony dystans się zmniejsza. To nawet dobrze, ale i tak nie może się odezwać do Diany.
Nagle dostrzegł, że z uliczki, którą licealistka minęła, wychylała się osoba, która najwyraźniej śledziła dziewczynę. Nawet z tej odległości mógł wyraźnie zobaczyć cały jego wygląd.
Był to mężczyzna i może miał około trzydziestu pięciu lat. Miał na sobie granatowe jeansy i rozpiętą, skórzaną, czarną kurtkę. W uchu dało się dostrzec słuchawkę. Włosy miał ciemne i krótkie. Na brodzie można było zauważyć trzydniowy zarost.
Demon nic na razie z tym nie zrobił. Obserwował działania wroga. Jakby ten niespodziewanie zaatakował Dianę, to Ash byłby na straconej pozycji, ponieważ limit przebywania od dziewczyny wynosi dziesięć metrów, co stanowiło by problem. Co prawda zawsze mógłby użyć innych mocy, ale one nie gwarantowały by skuteczności tak, jak osobista obrona.
Gdy Diana odeszła parę metrów dalej mężczyzna odchylił kołnierz kurtki i zaczął coś mówić do ukrytego mikrofonu. Demonowi udało się wyłapać dwa zdania: "Dziewczyna jest sama" i dodane po chwili "Zrozumiałem". Po tych słowach tajemnicza osoba ruszyła inną drogą do bardziej zatłoczonego miejsca.
Ash ruszył za nim. Chciał się dowiedzieć, gdzie się udaje. Może dowie się wreszcie gdzie jest główna baza tej organizacji. Dyskretnie przyczajał się na dachach domów.
W pewnym momencie, mężczyzna wtopił się w tłum wysiadających z autobusu ludzi. Ash widział tylko, jak szedł w kierunku drzwi pojazdu. Logiczne, więc było, że do niego wsiadł. Ash nie zauważył nawet, gdy autobus zrobił całą rundę i znów znajdował się na tym samym przystanku. Nie zauważył też, żeby owy mężczyzna wysiadł. Ash wkurzony faktem, że zgubił cel, nie przestawał szukać. Nie, kiedy jest tak blisko poznania kryjówki swoich prześladowców. W razie czego, jakby coś stało się jego właścicielce, dowiedział by się o tym, bazując na jej uczuciach.

Następnego dnia, znów skupił się na poszukiwaniach. Dziś nie zauważył, żeby ktoś śledził dziewczynę. Może zauważyli, że zostali zdemaskowani. Mimo wszystko Ash nadal badał okolice. Był tak blisko rozwiązania problemów z przeszłości. Nie chciał dać teraz za wygraną. Gdyby pięć lat temu nie zabił tamtej kreatury, to dziś miałby spokój. Ale nie. Po stracie przyjaciela musiał się wyżyć i ma teraz tego konsekwencje.
Był w ludzkiej formie na przystanku, na którym szpieg zniknął mu z oczu.
Rozejrzał się. Wokół tylko domy mieszkalne, jeden budynek banku oraz urząd.  Nie ma szans, by tu gdzieś była ich kryjówka. Przeszedł dalej chodnikiem niedaleko torów kolejowych. Miał po kolei ślepe  uliczki, odchodzące od drogi, która biegła wzdłuż peronu. Nigdzie nie było miejsca, gdzie można się ukryć. Coraz bardziej zaczęło to irytować demona. Jak w takim razie tamten facet uciekł? Przecież to był zwykły człowiek, tego Ash był pewien. Wkurzony skręcił w najbliższą drogę, która nie kończyła się czyimś ogrodzeniem. Kiedy doszedł do ulicy, którą szedł zobaczył, że jest w tym samym miejscu, w którym stał wczoraj szpieg. Zatoczył koło, nic po drodze nie znajdując. Jego oczy zrobiły się czerwone ze zdenerwowania. Zamknął je, by się uspokoić. Na pewno coś pominął. Tylko co?
Nagle poczuł strach Diany. Wielki strach. Szybko przeteleportował się, jak najbliżej dziewczyny. Miał tylko nadzieję, że jej nie złapali...

________________________________________________
 Oto już jest rozdział 17!  \(≧▽≦)/

(* świerszcze w tle*)

 ̄‿ ̄III • • • Ja wiem, że się cieszycie. Tak... w środku...

Jestem na czas! I przypominam, że rozdziały (szczególnie w roku szkolnym) mogą się pojawiać ( myślę, że max) co dwa tygodnie. Przepraszam na przyszłość jeśli będą trzy dni opóźnienia, ale idę do pierwszej liceum i chyba będę mieć sporo nauki ;__;
A-A-ALE-E-E... teraz są wakacje... ( ̄▽ ̄)

poniedziałek, 18 lipca 2016

Rozdział 16

Plama krwi, wypływająca z rozszarpanych ciał, nadal się powiększała. Prawie dotykała stóp Diany. Po policzkach dziewczyny nie przestawały lecieć łzy. Słowa wypowiedziane przez demona nadal rozbrzmiewały w jej głowie. Była zdruzgotana i przerażona.
Nagle wszystko zniknęło. Zamknęła oczy i obudziła się w swoim pokoju. Emocje wcale nie opadły. Gwałtownie poderwała się z pozycji leżącej i rozejrzała się po pokoju. Zamarła gdy zobaczyła, że na krześle siedział Ash i patrzył się na nią. Czuł, że Diana strasznie się boi, a gdy tylko ich oczy się spotkały,  przeraziła się jeszcze bardziej.
- Diana...
Dziewczyna podkuliła nogi, a łzy nadal leciały. Przed oczami nadal miała ten straszny widok. Chciała krzyczeć, ale z jej otwartych ust, z trudem wydobył się drżący głos:
- I... Idź stąd... Zostaw mnie!!!
Ash zszokowany, mimo własnej woli,  zniknął. To była siła wyższa. Musiał posłuchać jej rozkazów. Nie wiedział o co chodzi. Chciał to wszystko wyjaśnić, ale z powodu polecenia "zostaw mnie" nie mógł się do niej zbliżyć bliżej niż 50 metrów.
Diana nadal czuła strach. Poczuła, że pod nosem przylega jej coś do skóry. Drżącą ręką sprawdziła co to. Jej oczy otworzyły się jeszcze szerzej. To była zaschnięta krew. Pobiegła do łazienki i zobaczyła, że ma ślady po krwi, która wcześniej leciała jej z nosa i uszu. Wzięła chusteczki, zamoczyła je w wodzie i nerwowo zaczęła to zmywać.
Gdy już nie było żadnych śladów, zeszła na dół i szukała kogoś z domowników, ale nikogo nie znalazła. Przestraszona tym faktem pobiegła na górę do swojego pokoju i usiadła na łóżku. Nie wiedziała co ma teraz robić. Bała się na samą myśl o Ashu, a gdy tylko zamykała oczy, pojawiał się ten straszny widok.
Po jakimś czasie spojrzała na godzinę. Było trochę po czternastej, co by znaczyło, że siedziała tak w pokoju przez około godzinę.
Nagle z dołu rozległ się dźwięk naciskanej klamki, ale drzwi okazały się być zamknięte. Diana szybko zbiegła na dół i zobaczyła, że po drugiej stronie był jej brat. Od razu otworzyła i rzuciła mu się na szyję. Alan odwzajemnił uścisk. Był szczęśliwy, widząc swoją siostrę.
Dziewczyna omal nie zaczęła znów płakać. Jej brat był cały i zdrowy. Nic się mu nie stało. To znaczy, że reszta jej rodziny też żyje... prawda?
- Cieszę się, że jesteś cała- powiedział z radością.
- Gdzie są rodzice? - zapytała nerwowo, patrząc mu prosto w oczy.
- Spokojnie, dzwonili, że poszli z Gabrysią do Zoo. Dasz mi wejść? - odpowiedział z uśmiechem.
Diana się trochę cofnęła i gdy jej brat wszedł do środka razem ze średniej wielkości plecakiem, zamknęła drzwi.
- Jakim cudem jestem w domu przed tobą? Co się stało?  Przecież byłam na tym obozie i... - dziewczyna zamilkła, bo zauważyła, jak jej brat momentalnie posmutniał i odwrócił wzrok- Alan...?
- Diana, Ja... muszę ci coś powiedzieć...
Poszedł do salonu i usiadł na kanapie. Diana zaniepokojona zajęła miejsce na fotelu obok.
- Pytałaś się jak się znalazłaś w domu... Przyniósł cię ten demon.- Ostatnie słowo powiedział z pogardą. Jednak przez cały czas nie patrzył na siostrę, tylko na podłogę. Nie potrafił spojrzał jej w twarz.
- To ty wiesz o nim? Od kiedy...?
- Może wyjaśnię wszystko od początku. Jakieś dwa tygodnie zauważyłem, że koło ciebie kręci się jakiś typek. Nie raz, gdy byliście przy furtce, zauważyłem, że potrafi znikać. Nie wydawało mi się to normalne. Zacząłem więc cię bardziej obserwować. Pojąłem, że to nie jest zwykły człowiek. Zacząłem się o ciebie martwić, że może ci się coś stać. Raz, on wiedział o tym, że was obserwuję z okna i spojrzał się na mnie tymi... czerwonymi oczami. Wtedy też pojąłem czym jest. Włączyłem komputer i poszukałem paru informacji na temat tego, jak się go pozbyć. Myślałem, że chce cię opętać lub już to zrobił. W internecie znalazłem pewną organizację, która zajmowała się demonami i była nawet blisko. Nie poszedłem z tym do kościoła, bo uznałem, że to by było za duże zamieszanie. Tak więc, umówiłem i spotkałem się z nimi. Wyjaśniłem całą sytuację, a oni zaproponowali pewien plan, polegający na tym, że pójdą do księdza i poproszą o możliwość przedstawienia oferty o obozie młodzieżowym.
Tydzień temu, gdy poszłaś wkurzona na rodziców do lasu, ruszyłem za tobą. Zgubiłem się  trochę po drodze, ale usłyszałem gdzie jesteś i poszedłem tam. Zatrzymałem się w krzakach, gdy zobaczyłem, że nie jesteś sama, tylko z tym osobnikiem. Ty byłaś zapatrzona w ziemię, ale on od razu wyczuł moją obecność,a gdy tylko się na mnie spojrzał... - zrobił krótka przerwę. Widać było, że trudno mu o tym mówić. Po prostu bał się wyznać prawdę. Zrobił wdech i kontynuował- poczułem dreszcze, jakby mnie przenika wzrokiem. Po chwili jednak, kompletnie mnie zignorował i... bez wahania pozabijał tamtych ludzi. W dodatku usłyszałem, że to ty mu kazałaś. Byłem przerażony tym co się tam zdarzyło. Wiedziałem, że to nie twoja wina, tylko tego demona. Miało być tak, że ty miałaś pojechać na ten obóz i być pod ich opieką w chwili, gdy część z nich będzie pozbywać się tego demona. Ja tam pojechałem, by niby im się jakoś przydać, ale oni tylko udawali, że chcą ci pomóc. Wrobili mnie. Myślałem, że... oni są dobrzy... ale gdy stwierdzili, że nie dadzą rady pozbyć się tego demona, chcieli cię wykorzystać. Miałaś być żywym dowodem i pokazać reszcie uczestników, jak się kończą spotkania z demonami... - zamilkł i uspokoił się, bo pod koniec zaczął mu się trząść głos. Po chwili mówił dalej- W sobotę, Izabella kazała mi zostać w naszym domku i zająć się papierową robotą. Na kolacji zauważyłem, że cię nie ma. W okolicach ciszy nocnej, gdy skończyłem, chciałem cię zobaczyć, więc poszedłem do twojego pokoju, ale tam cię nie było. Twój demon powiedział mi, że mam cię znaleźć, i że jest coś o czym nie wiem, co wiedziała Izabella i reszta. Poszedłem do nich po wyjaśnienia. Powiedziała mi, że ciebie się już nie da uratować, bo zawarłaś kontrakt z demonem, więc postanowili cię wykorzystać a następnie się ciebie pozbyć. Wkurzyłem się wtedy, że mnie oszukali i chcieli cię zabić. Siłą im cię odebrałem. Byłem wściekły na siebie i przerażony, bo byłaś nieprzytomna i krwawiłaś. Okazało się, że sprawili, że opętał cię inny demon. Podobno byłaś uwięziona w koszmarze, który doprowadzał cię powoli do końca...- Po policzkach zaczęły mu lecieć łzy. Odwrócił się i spojrzał Dianie prosto w oczy- Przepraszam. Tak strasznie cię przepraszam! Nie wiedziałem, że to się tak skończy... Proszę, wybacz mi! Proszę... - dopowiedział błagalnym tonem.
Diana spuściła wzrok. Nie wiedziała co ma myśleć, a tym bardziej powiedzieć. Nic nie mówiąc, zeszła z fotela, poszła do swojego pokoju i zamknęła drzwi.
Alan nadal siedział na dole. Wściekły, ze łzami w oczach, walnął pięścią w stół. Który brat omal nie doprowadził do śmierci własnej siostry? Teraz był bezradny. Nie da się cofnąć czasu. Pozostało mu czekać na decyzję Diany.
Dziewczyna nie wiedziała, co ma teraz zrobić. Czyli, że to wszystko co widziała, działo się w jej głowie? Ostatecznie została uratowana przez brata i Asha, ale... skoro to Ash powiedział Alanowi, że coś się dzieje, to znaczy, że wszystko wiedział? Chciała by o to zapytać, jednak ilekroć o nim pomyśli, to ma wspomnienie jego zakrwawionej twarzy z oczami pełnymi szaleństwa. Szybko zamknęła oczy, by odgonić ten straszny widok. Z jednej strony wiedziała, że to nie wina brata, że go oszukano, ale jednak gdyby nie on, to by nawet do tego całego obozu  nie doszło. W dodatku Ash...  Nie była w stanie na razie z nim rozmawiać. Bała się. Nadal się bała. Spotkanie z podrzędnym demonem zostawiło po sobie wyraźny ślad.
Chciała o tym wszystkim zapomnieć, by było jak dawniej. Chciała wybaczyć bratu i demonowi, ale... nie potrafiła. Na pewno nie teraz. Była zła, a przy tym smutna. Czuła zbyt wiele emocji, przez co nie czuła tak jakby nic. Pomyślała, że chyba zbliża się jej okres. Włączyła muzykę z komputera i siedziała skulona na łóżku, nie myśląc o niczym, tak jakby wyłączyła swoje uczucia.
Ash, siedząc na dachu jednego domu oddalonego 50 metrów od Diany, obserwował ją. Nie wiedział co dokładnie wtedy widziała, ale czuł, jej strach. Teraz natomiast... nie potrafił określić tych uczuć, które jej towarzyszyły. Nagle poczuł, że może się przybliżyć. Przemieścił się jak najbliżej dziewczyny, ale limit nadal istniał. Na szczęście już nie 50 metrów, tylko 25. Chciał wszystko wyjaśnić. Nie było mu jakoś szczególnie żal dziewczyny, ale jego duma została urażona, ponieważ, bez jakiegokolwiek wyjaśnienia, nie mógł zbliżyć się do właściciela. Jasne, nie było to honorowe, że wiedział, że na tym obozie coś się stanie i możliwe było, że Diana będzie cierpieć, i jej przed tym nie ostrzegł, ale nie jest typem demona, który zabija osoby, którym aktualnie służy. Co innego, jeśli warunki kontraktu dobiegną końca, a ten zostanie rozwiązany. Przyczaił się jak najbliżej mógł i spróbował skontaktować się z Dianą.
Pod nogi dziewczyny podleciał kawałek papierku:
"Diana, porozmawiajmy"
Ta patrzyła się na papierek, aż w końcu powiedziała:
- Nie pisz do mnie, nie odzywaj się do mnie i nie używaj na mnie swoich mocy.
Jej twarz była pozbawiona uczuć, jednak głos był twardy.
Ash nic nie mógł zrobić. Te polecenia oplotły go jak łańcuch. Pozostało mu tylko być jak najbliżej dziewczyny. Był zły na nią. Oczywiście, mógł pójść w cholerę, ale nie raz już Diana została zaatakowana, a jeśli ona zginie, zginie on sam, czego nie chciał.
Około godziny szesnastej, do domu wróciła mama, tata i Gabrysia. Przywitał ich Alan, starając się wyjść jak najbardziej naturalnie. Nadal miał do siebie żal. Diana zeszła powoli z góry i bez słowa przytuliła się do mamy, która lekko się zdziwiła, lecz po chwili dodała:
-Cześć słonko, dobrze, że wstałaś.
Po chwili wszyscy poszli do salonu. Na fotelu, który był najbliżej drzwi, usiadł tata, na trzyosobowej kanapie- mama, i dwie siostry, a na drugim fotelu, przy drugim końcu sofy, Alan.
- To synu, opowiadaj jak było na tym obozie- rzekł ojciec.
Diana była lekko zdezorientowana, jednak nic nie powiedziała. Jak to? Rodzice nie pamiętają, że ona też była? Może to sprawka Asha. Popatrzyła się pytajnym wzrokiem na brata, a ten patrząc na nią, zrobił szybki i krótki ruch głową, wskazując na ścianę. To potwierdziło przypuszczenia dziewczyny.
- Dobrze, fajnie tam było. Miło tam spędziłem czas.
Diana musiała przyznać, że umiał kłamać.
- A jak wam minął dzień?- zmienił temat.
- Dobrze. Jak zwykle chcieliśmy pójść na rano do kościoła, ale Diana bardzo mocno spała, wykończona pewnie wczorajszą nauką, więc postanowiliśmy pójść na osiemnastą. Potem Gabrysia nagle uparła się, że chce do zoo. Nie mieliśmy zbytnio planów, więc poszliśmy.
Licealistka lekko zmarszczyła brwi ze zdziwienia, ale nic nie mówiła. Lepiej by nie wiedzieli, jak było na prawdę.
- A jak było w zoo?- zapytał Alan.
W tym momencie Gabrysia zaczęła opowiadać szczegółowo z entuzjazmem.
Gdy młodsza siostra skończyła mówić, udała się do swojego pokoju. W jej ślady poszedł brat. Diana została na dole i leżąc przy mamie, oglądała z rodzicami telewizję.
Gdy była za piętnaście osiemnasta, wszyscy poza Alanem, wyszli do kościoła. Mama stwierdziła, że skoro miał odprawioną mszę przed powrotem, to nie musi iść drugi raz.
Tym razem Diana nie była z tyłu, tylko szła między rodzicami. Jakoś nie chciała się od nich oddalać. Błądziła wzrokiem po okolicy. Gdy zobaczyła w oddali Asha, szybko skierowała oczy na drogę przed nią.
Reszta dnia minęła spokojnie. Po powrocie do domu, dziewczyna pooglądała różne filmiki na YouTube, by poprawić sobie humor. Jednak to za bardzo nie pomogło. Ani razu się dziś nie uśmiechnęła. Cały dzień była cicha i nie czuła żadnych uczuć. Zmęczona bezczynnością, poszła spać w miarę wcześnie, o dwudziestej drugiej. Zasnęła z nadzieją, że jutro będzie lepiej.

_____________________________________________
Powracam z rozdziałem 16 w wielkim stylu! (tu są wanfary i fajerwerki, których nie widać i nie słychać)
Tak, więc mam nadzieję, że niejasności odnośnie tego wątku zostały rozwiane :D W razie jakiś pytań to pytać!
Ale spokojnie, to nie jest główną fabuła, która zaplanowałam! (Ci co czytają wiedzą przecież, a skoro to czytasz to znaczy, że jesteś tym, który czyta, więc powinieneś wiedzieć (kocham moje sensowne sensy wypowiedzi XD))
Krótkie ogłoszenie: są wakacje czyli w końcu się ruszam z domu i wyjeżdżam ^^  Wracam dopiero w połowie sierpnia, a z racji tego, że do neta nie bd mieć za bardzo dostępu, następny rozdział może się pojawić dopiero około 15 sierpnia.
Miłych wakacji <3

/~NekoNestee

wtorek, 5 lipca 2016

Rozdział 15

- Co...?- wyrzucił Alan z niedowierzaniem- Co masz na myśli, mówiąc, że poznaje, jak bardzo demony są niebezpieczne?
- Ech... Sam się do nas zwróciłeś o pomoc, nie?- odpowiedziała z obojętnością Izabella- Jej się już nie da uratować. Zawarła kontrakt z demonem, więc...
- Jak to zawarła kontrakt z demonem???
Brat Diany był przerażony. Jego siostrzyczka zawarła kontrakt? Z demonem??? Nie rozumiał tego. Myślał, że jakiś kręci się wokół niej i być może ją opętał, ale nigdy by nie pomyślał, że będzie mieć z nim pakt...
Twarz kobiety wyrażała znudzenie.
- Możesz nie przerywać, gdy ja mówię? Zawarła kontrakt z demonem, więc musi zapłacić i posłuży jako przykład.
- Jaki znowu przykład? Jaka zapłata??? O czym ty pieprzysz???
- Uspokój się, dobrze ci radzę - powiedziała groźniejszym tonem i z wyższością- Za grzechy trzeba płacić, prawda? Dlatego teraz odbywa swoją karę. Dzięki temu zostanie zbawiona i odkupi swoje winny. Kościół nie popiera naszych zdań. Uważamy, że trzeba uświadomić innym, z czym mają do czynienia. Niech sami zobaczą na własne oczy. Dlatego Diana posłuży jako przykład skutku bratania się z demonami dla innych uczestników obozu. Po tym rola twojej siostry kończy. Mam nadzieję, że rozumiesz. W końcu nie jesteś taki głupi, chyba że się myliłam.
Alan przeżył szok. Zaczęło gromadzić się w nim wiele emocji. Głównie złość, jak również strach i poczucie winy.
- Jedyne co zrozumiałem to to, że chcecie zabić moją siostrę.
- Oj tam, odrazu zabić. Ona już jest martwa. My ją tylko ratujemy od piekła.
Chłopak schylił głowę. Jego włosy zasłoniły mu twarz. Ogarniał go coraz większy gniew. Ścisnął prawą dłoń w pięść. Chciał przywalić Izabelli. Co go powstrzymywało? Że to kobieta? Dla niego to teraz zwykła szmata.
Szybkim ruchem zrobił zamach i jego ręka wylądowała na policzku dziewczyny. Ta straciła równowagę i upadła na podłogę. W tym momencie z kanapy poderwali się Arek i Ola. Ola stała zszokowana, natomiast Arek z wściekłością rzucił się na Alana. Ten nie zdążył zrobić uniku i został przygwożdżony do ziemi. Jego ręce były trzymane przez napastnika, który odwrócił głowę do Oli i zaczął mówić:
- Ola! Biegnij po Damiana i ...
Nie dokończył zdania, bo Alan walnął go głową w szyję. Arek nie mógł złapać przez chwilę oddechu i złapał się za gardło. Brat Diany wykorzystał okazję i wyrwał się z uścisku. Wstał i przyłożył napastnikowi kolanem w brzuch, po czym walnął w twarz. Ten, tracąc równowagę, upadł i rzem z Izabellą zderzyli się głowami. Oboje stracili przytomność.
Alan nadal stał, ciężko oddychając. Po chwili spojrzał wściekle na Olę. Gdy tylko ich oczy się spotkały, Olę przeszedł dreszcz. Nigdy nie widziała takiego wzroku u nikogo. Wyrażał on determinację i wściekłość. Dziewczyna stała roztrzęsiona. Bała się.
- Powiesz mi po dobroci czy mam to wyciągnąć z ciebie siłą?- zaczął mówić Alan- Gdzie jest Diana?
Mówił cicho, ale dało się usłyszeć jego złość. Nie spuszczając z oczu przeciwnika, wyprostował się i napiął wszystkie mięśnie, próbując się opanować.
- Ona... Ona jest... w piwnicy... w domu właścicieli...- odparła drżącym głosem.
Alan bez słowa szybko wyszedł z pomieszczenia i udał się we wskazane miejsce. Odczuwał niepokój i lekki strach, który był przewyższony przez chęć uratowania siostry.
Gdy przekroczył drzwi wejściowe, rozejrzał się przez chwilę i poszedł do pokoju, z którego wydobywało się światło. Owy pokój był na końcu korytarza, po prawej stronie. W nim, przy wejściu siedział Krzysiek, który widząc Alana, wyraźnie się zdziwił. Nim zdążył jakkolwiek zareagować, dostał w twarz i został podcięty nogą. Upadł rozkojarzony na podłogę. Alan podszedł do małego, rzucającego się w oczy stolika, na którym była żółta szmatka, a obok stała jakaś butelka. Wziął ją i przeczytał, że to silny środek nasenny. Spojrzał na Krzyśka, który zaczął się z bólem podnosić. Szybko wylał zawartość szklanego pojemnika na materiał, podbiegł do chłopaka i przytknął mu go pod nos. Gdy ten się już nie ruszał, brat Diany dokładnie rozejrzał się po pokoju. Kilka sekund zajęło mu dostrzeżenie małych, drewnianych drzwi, które znajdowały się koło szafy. Mając szmatkę, nasiąkniętą środkiem nasennym, ruszył dalej.
Otworzył ostrożnie drzwi, które niestety zaskrzypiały. Alan zatrzymał się na chwilę, gdy usłyszał głos Klaudii, która najwyraźniej była za zakrętem:
- Krzysiek? Czy to ty?
Alan stał nieruchomo. Słyszał dokładnie przyśpieszone bicie swojego serca. Czy ma jakiś plan? W sumie tak; wbić się do środka i uratować siostrę. Jak to zrobić? Nie wiedział. Postanowił wykorzystać środek usypiający. Podszedł do ściany, by wziąć z zaskoczenia dziewczynę, która szła w jego stronę. Gdy wyszła zza zakrętu, chłopak szybkim ruchem złapał ją za szyję i przytknął jej szmatkę do nosa.
-EJ!!! - zawołał Damian, który najwyraźniej wszystko widział.
Alan w miarę delikatnie położył nieprzytomną już Klaudię na podłogę. Po chwili dostał pięścią w twarz i zatoczył się w tył. Na szczęście odzyskał równowagę i zdążył zablokować następny cios. Złapał ręce Damiana i zaczęła się walka na siłę. Każdy z nich naciskał na przeciwnika. Oboje tym sposobem unieruchomili swoje nogi i ręce. Alan zastanawiał się, jak ma zyskać przewagę. Nie musiał długo czekać, aż pomysł sam nadejdzie. Odchylił głowę i walnął nią w głowę przeciwnika. Damian nie spodziewał się tego ataku. Przez chwilę się zachwiał, ale ta chwila wystarczyła, by wylądował na ziemi. Alan przycisnął szmatkę do jego ust. Po chwili napastnik przestał się szarpać i leżał nieruchomo.
Brat  Diany był zmęczony walkami, ale mimo to wstał i podbiegł do metalowych drzwi. Zajrzał przez otwór i przestraszył się, widząc nieprzytomną siostrę. Zaczął walić w drzwi i je szarpać, niestety bez skutku. Rozejrzał się szukając klucza. Na ścianie nie ma, na stole też... Już szedł, by przeszukać przeciwników, ale zatrzymał się, gdy dostrzegł klucz, który leżał przy krześle. Szybko go wziął i otworzył drzwi. Podbiegł do siostry i jeszcze bardziej się przestraszył, gdyż zobaczył, że z uszu i nosa Diany leci krew. Czuł jak łzy napływają mu do oczu. Odwrócił jej głowę i przytknął dwa palce do jej szyi, by sprawdzić tętno. Obecne. Troszeczkę się uspokoił. Wziął ją na ręce. Nie zauważył tego, że po jej policzku, spłynęła samotna łza.
Wyszedł z domu, niosąc ją na rękach. Miał ciężki oddech i był wyczerpany, jednak to go nie powstrzymywało.
Tylko... co teraz? Szybko musiał pomyśleć. Postanowił zanieść siostrę do swojego pokoju, przynajmniej do czasu, kiedy się nie obudzi.
Już miał ruszyć, gdy nagle powalił go na kolana niewyobrażalny ból głowy. Nie puścił Diany. Przycisnął ją mocniej do siebie. Głos Asha zagłuszał mu jakiekolwiek myśli.
Zdejmij barierę!!!
Alan nie miał siły walczyć. Postanowił zrobić to, co mu nakazuje. Delikatnie położył Dianę na ziemię Poszedł przed siebie, do samego krańca terenu i zerwał jedną pieczęć, wiszącą na drzewie. Następnie zaczął wyrywać część trawy, na której była biała farba, co spowoduje przerwanie kręgu, namalowanego wokół całej posesji.
Po skończeniu szybko wrócił do siostry i zobaczył, że klęczy przy niej czarnowłosy mężczyzna. Przez chwilę napotkał jego wzrok. Alana przeszły dreszcze, gdy zobaczył jarzące się czerwienią oczy. Mimo wszystko, podszedł do dziewczyny.
Ash czuł lekkie pieczenie w żyłach. Znaczyło to, że jego pani zaczyna umierać. Bardzo się zdenerwował tym faktem, ponieważ przecież jak ona zginie,to on też! W chwili gdy bariera opadła, wyczuł obecność podrzędnego demona. Zaczął przeszukiwać kieszenie Diany.
- Co ty robisz? - zapytał lekko przestraszony Alan.
Ash jednak zignorował to pytanie i znalazł to czego szukał, a mianowicie klucz, którego Diana wcześniej dotknęła.
Na jego jednej ręce leżała głowa dziewczyny, natomiast w drugiej trzymał znaleziony przedmiot, którego zaczął palić czarnym ogniem. Po sekundzie nie został nawet popiół.
Diana nadal była nieprzytomna. Ash bez słowa wziął ją na ręce i zaczął iść przed siebie. Alan zdezorientowany odezwał się:
- Ej!  Dokąd ją zabierasz???
Demon się zatrzymał i spojrzał na chłopaka. Jego pełne nienawiści oczy zalśniły czerwienią:
- Nie mogę uwierzyć, że ludzie są tak okrutni, żeby dobrowolnie wydać jednego ze swoich w ręce demona.
-Co...? - wykrztusił, po czym dodał błagalnym tonem, jakby miał się prawie rozpłakać- Proszę, wytłumacz mi, co jej jest!
Oczy demona przestały się jarzyć złością. W końcu jej brat o niczym nie wiedział, co jednak go nie do końca usprawiedliwiało, ponieważ gdyby nie on, to by nie było tego całego zdarzenia.
- Twoi koledzy najwyraźniej złapali podrzędnego demona, który był w tamtym kluczu. Zmusili Dianę, by go dotknęła, przez co zawładnął jej umysłem.
- To znaczy, że co dokładnie?
- Była uwięziona w koszmarze, którego nie potrafisz sobie wyobrazić. Tego typu demony może i są najsłabsze, ale nadal niebezpieczne, a tym bardziej bezwzględne, dlatego będąc w jej głowie, powoli doprowadzał do jej śmierci w męczarniach - zakończył swoją wypowiedź i znów zaczął iść.
Alan był w szoku. Nie wiedział, że to się tak skończy. Gdyby tylko znał intencje tej organizacji, nigdy by do niej nie wstąpił. Strasznie się obwiniał o to, co się przydarzyło jego siostrze.
- Zaczekaj! Gdzie ja zabierasz?
- Do domu.
- Idę z tobą.
Ash się znowu zatrzymał i spojrzał na Alana z wyższością:
- Nie. Ty tu zostajesz.
- To co mam zrobić jak się reszta obudzi???
- Ech... Nie mój problem, ale niech stracę. Zmodyfikuje im pamięć. Wymarzę jakiekolwiek informacje o Dianie i o twojej prośbie.
- Skąd o niej wiesz?
- Jestem demonem. Wiem wiele rzeczy.
- Czyli że... wiedziałeś o ich planie?
- Powiem tak. Wiedziałem, że coś planują jej zrobić, ale nie myślałem, że będą chcieli ją zabić!
- Skoro wiedziałeś, to czemu nic nie zrobiłeś...?
- Jak się żyje parę tysięcy lat, to naprawdę można się znudzić. Zaczyna się wszędzie szukać jakiejkolwiek rozrywki. A poza tym, jestem demonem: cieszę się z czyjegoś nieszczęścia.
Alan nie ukrywał, że się bał. Nie chciał się zgodzić, by jakaś kreatura zabrała jego siostrę. Ale nie miał wyboru.
- Dobra zostanę... Tylko niech ona będzie bezpieczna...
Ash nic nie odpowiedział, tylko odwrócił się i zniknął, z Dianą na rękach.

__________________________________________________
To koniec... tego rozdziału XD

/~NekoNestee

wtorek, 28 czerwca 2016

Rozdział 14

Diana powoli zaczęła otwierać oczy. Usiadła i rozejrzała się gdzie jest. Była w małym i pustym pokoju. Podłoga i ściany  były białe. Za sobą dostrzegła jedyne drzwi, które były z metalu i miały mały otwór, w którym była gruba krata. Wyglądało jakby wylądowała w więzieniu albo w szpitalu psychiatrycznym.
Dziewczyna zaczęła walić pięściami, by się wydostać.
- Ej! Wypuście mnie!
Przez kratę zobaczyła czyjeś oczy. Jakiegoś chłopaka.
- Zamilcz, nędzna grzesznico- odezwał się z pogardą. Diana rozpoznała, że to Damian- Z demonami się zachciało bawić. Ale nie bój się, my ci pomożemy. Pokażemy Ci jak niebezpieczne i bezwzględne potrafią być- skończył i odszedł.
- Ej! Nie możecie mnie tu trzymać! -zawołała, ale nikt jej nie odpowiedział.
Przerażona usiadła plecami do drzwi. Co miała teraz zrobić? Zaczęła się rozglądać i w jednym z kątów pokoju zobaczyła klucz. Spojrzała na drzwi i porównała wielkości. Powinien pasować... Szybko pobiegła by go zabrać. W momencie zetknięcia się jej dłoni z rzeczą, straciła przytomność.
***
Było już po kolacji i po wieczornych zajęciach. Zbliżała się cisza nocna. Alan nie widział swojej siostry ani na posiłku, ani później. Bardzo się tym faktem zaniepokoił.
Poszedł do jej pokoju, w którym zastał trzy dziewczyny, wyraźnie zdziwione tymi odwiedzinami. Alan rozejrzał się , ale nigdzie nie dostrzegł Diany.
- Wiecie gdzie jest Diana? - zapytał poddenerwowany.
- Iza nam mówiła , że się źle poczuła i poszła do pielęgniarki czy kogoś w tym rodzaju. Myślałyśmy, że tam nocuje.
- Ok... Dzięki! - rzucił i szybki wyszedł z budynku.
Nie słyszał o tym, że jest tu jakakolwiek osoba od spraw medycznych. Coś mu nie pasowało. Postanowił wyjaśnić zaistniałą sytuację z Izabellą.
Na dworze było już kompletnie ciemno. Można było poczuć lekki powiew wiatru. Jedyne światło dochodziło z okien. Nikogo nie było.
Alan ruszył do swojego domu. Nie było go na innych zajęciach, bo przełożona zleciła mu papierową robotę, więc nie wiedział, kiedy dokładnie Diana zniknęła. Dopiero na wieczornych zajęciach zauważył jej nieobecność.
W chwili gdy był mniej więcej na środku placu, poczuł przeszywający czaszkę ból. Złapał się za głowę. Nagle zaczął mieć dziwne myśli, jakby ktoś mu szeptał do ucha:
Zdejmij barierę - rozchodziło się echo.
Alan domyślił się, że to demon.
-Chyba śnisz... - wyszeptał w bólu, który stopniowo malał.
Chce pomóc twojej siostrze. Musisz pozbyć się tej cholerne bariery! - to ostatnie słowo zostało zaakcentowane kolejną falą bólu. Alan ścisnął głowę mocniej.
- Jakim cudem, pomimo tych wszystkich zabezpieczeń, udaje ci się używać na tym terenie mocy??
A co ty sobie myślałeś? Że jestem jakimś słabym, podrzędnym demonem? Niestety, ale trafiłeś na najsilniejszego, więc tak łatwo nie dam za wygraną.
- Co masz na myśli mówiąc, że chcesz pomóc mojej siostrze? - powiedział wyczerpany walką z intruzem.
Ha Ha! Czyli ty nic nie wiesz? Biedaczek. Zapytaj swoich przełożonych. I radzę Ci się pospieszyć, bo jeśli w ciągu pół godziny nie zobaczę Diany żywej, to doprowadzenie do szaleństwa waszych podopiecznych.
Po tych słowach znikły wszystkie ślady obecności Asha. Alan szybko się otrząsnął i pobiegł do domu.
Gdy tylko przekroczył próg drzwi, wydarł się na cały głos, wołając Izabellę, którą zastał w głównym pokoju.
Owy pokój przeznaczony był na spotkania, na których obmawiano wszystkie atrakcje. Miał trzy sofy, które były wokół drewnianego stołu. Po środku był zielony dywan, który zasłaniał starą, drewnianą podłogę. Ściany były szare. Znajdowało się także okno, które zakrywała pomarańczowa zasłona.
Na kanapach siedziały dwie osoby: Arek i Ola. Trzecia, czyli Izabella, wyszła Alanowi na spotkanie.
- O co chodzi?- zapytała spokojnym tonem.
- Gdzie jest Diana? Co jej zrobiliście??- zapytał zdenerwowany.
- My nic jej nie zrobiliśmy- odparła wyraźnie udając głupią- Ona teraz... hmm... Przekonuje się na własnej skórze jak niebezpieczne są demony- dodała akcentując ostatnie słowo.
- CO?... - powiedział głośno i z niedowierzaniem.
***
Diana otworzyła oczy. Wszędzie była ciemność. Rozejrzała się poszukując jakiegokolwiek światła. Nic. Zero. Pustka. Otaczała ją nicość.
Nagle parę metrów dalej pojawiła się jej rodzina. Mama stała koło taty, a mała Gabrysia trzymała za rękę starszego brata. Ich twarze nie wyrażały żadnych emocji. Wszyscy wpatrywali się w Dianę.
- Co się dzieje...? - wyszeptała z niepokojem. Zrobiła krok do przodu i w tym momencie, w ułamku sekundy, jej kochana rodzina... była już martwą rodziną.
Ciała były porozrywane. Na czarnym tle wyraźnie było widać czerwone plamy krwi. Najbliżej jej stóp leżała głowa małej siostrzyczki, która wyrażała ból. Trochę dalej leżały ręce i reszta tułowia. Reszta członków rodziny wyglądała podobnie. Porozrzucane kończyny... Rany ciągnące się po całej skórze... I martwe, otwarte oczy, zwrócone ku dziewczynie.
Diana była więcej niż przerażona. Bała się. Strasznie się bała. Nie była w stanie nic zrobić. Jej ciało tylko stało sparaliżowane. Nic nie potrafiła powiedzieć. Chciała obudzić się z tego koszmaru, jednak jak tylko zamykała oczy ten widok w ogóle nie znikał. Nadal był.
Nagle w ciemności dostrzegła dwa ruchy. Dwie ciemne istoty, u których z daleka dało się zobaczyć wielki uśmiech, który odsłaniał umazane we krwi, ostre zęby.
Jedna z tych osób zaczęła iść w kierunku Diany.
Wszystko jakby migało. Na ułamek sekundy wszystko znikło, ale po chwili znów się pojawiało. Ten efekt sprawiał , że to wszystko było jeszcze bardziej przerażające.
Policzki Diany były już mokre od łez. Ze strachu i bólu. Bolał ją widok martwej i rozszarpanej rodziny.
Ciemne postacie nie przestawały się uśmiechać. Jedna z nich nadal się przybliżała. Była coraz bardziej widoczna. To był Ash. Cały we krwi jej rodziców. Oczy wydawały się być rubinami, pięknymi i mieniącymi się czerwienią. Jego twarz wyrażała szaleństwo.
Drugą postacią okazał się Zefir. Jego białe włosy miały teraz czerwone końcówki. Oczy były tego samego koloru, co u jego wspólnika. Także patrzył się na dziewczynę z psychopatycznym wzrokiem i uśmiechem.
Diana nadal stała roztrzęsiona i wpatrywała się przed siebie. Chciała krzyczeć, lecz żaden dźwięk nie wychodził z jej ust.
Twarz demona była tuż przy jej twarzy. Usłyszała rozchodzące się w jej głowie słowa:
To przyszłość... 
Pozbawię życia wszystkich, których kochasz... 
Na twoich oczach...
I to z uśmiechem na ustach...

__________________________________________________
Hehe... Jestem dumna z tego rozdziału :D
A tym czasem wracając to ktoś wie o co chodzi?
Ktoś się domyśla?
Ma ktoś jakiś pomysł? ;)


/~NekoNestee

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Rozdział 13

W pokoju rozbrzmiała wesoła muzyka. Wszystkie cztery poderwały się z pozycji leżącej.
- Agata, wyłącz to dziadostwo! - wrzasnęła Ania.
Dziewczyna na wpół przytomna sięgnęła ręką po telefon:
- Ej, jest już 8.00. Za pół godziny śniadanie- powiedziała i wstała.
Zuzia poszła w ślady Agaty i zaczęła się przygotowywać do śniadania. Ania i Diana nadal leżały, obserwując pół okiem działania reszty.
Cudem w pół godziny wszystkie się wyrobiły i zdążyły się nie spóźnić na posiłek. Zajęły swoje miejsca przy stole, na którym znajdowały się talerze z warzywami, serem i szynką.
Diana zrobiła sobie dwie kanapki z wędliną i pomidorem.
Jedzenie zostało przerwane przez głos Izabelli:
- Przypominam, że spotykamy się o 10 przed domem. Nic ze sobą nie musicie brać. Proszę, żebyście swoje telefony zostawili w pokojach.
Po "porannych ogłoszeniach " wszyscy wrócili do rozmów i posiłku.
O wyznaczonej godzinie wszyscy uczestnicy czekali na dworze. Organizatorzy stanęli na przeciwko grupy.
- Cześć, chcemy was zaprosić do zabawy, podczas której wszyscy się zintegrujemy- zaczęła mówić brunetka z ombre. Była drobna i niska, ale doskonale odbierała swoje ubranie do wzrostu. Niestety, Diana nie pamiętała jak się nazywa.
- Chodźcie za mną - dokończyła z uśmiechem.
Wszyscy ruszyli za mówcą. Po chwili znaleźli się na polanie. Kilka krzaków znajdowało się przy końcu terenu. Resztę zajmowała trawa.
Wszyscy ustawili się w koło. Kobieta zaczęła tłumaczyć zasady gry:
- Zabawa polega na tym, że osoba trzymająca piłkę- w tym momencie pokazała niebieską piłkę zrobioną z gąbki- Musi powiedzieć swoje imię i rzecz na ta sama litrę. Może ja zacznę. Nazywam się Klaudia , a moja rzecz to książka- rzekła i rzuciła piłkę do stającej na przeciwko blondynki.
Ta zaczęła mówić:
- Hej, jestem Weronika, a moja rzecz to... wrotki- i rzuciła do następnej osoby, którą okazał się chłopak z ciemnymi, średniej długości włosami.
- Cześć jestem Kacper , a moja rzecz to... komputer- rzekł nieśmiało i podał piłkę dalej.
- Siema, jestem Agata , a moją własnością czy tam rzeczą jest aparat- powiedziała wyluzowanie, po czym piłka trafiła w ręce Diany.
- Cześć, jestem Diana a moja rzecz to...- przerwała na chwilę. Szybko szukała byle jakiego słowa na D ale do głowy przychodziło tylko jedno: demon. Czuła na sobie spojrzenia wszystkich. Pospiesznie zaczęła błądzić wzrokiem wokół siebie i znalazła- to drzewo - dokończyła i rzuciła piłkę do brata.
Po skończonej zabawie wszyscy poszli do podłużnego domku, w którym na przeciwko jadalni znajdowała się duża sala.
Na jednej ścianie dało się dostrzec projektor, a wokół rozstawione krzesła.
Wszyscy zajęli wolne miejsca. Organizatorzy usiedli w jednym miejscu.
Dalszą część atrakcji kontynuował Damian.
- No to mamy taką propozycję, byśmy trochę pośpiewali. Na początek proszę, byście usiedli pokojami.
Uczestnicy przesiedli się na odpowiednie miejsca.
- Teraz wytłumaczę wam zasady. Każdy pokój zaśpiewa dwie piosenki i będzie losował z kim zaśpiewa, poprzez wybranie numeru. Zaprezentujemy jak to ma wyglądać. Mój pokój, czyli ja, Alan, Krzysiek i Arek, wybieramy numer od 1 do 8. Czyli załóżmy, że 5. Kto ma numer pokoju 5?
Ręce piątki nieznanych Dianie dziewczyn powędrowały w górę.
-Wstańcie. Teraz ten pierwszy pokój, w tym przypadku mój, wybiera numer od 1 do 20, czyli na przykład 17 i jest to numer piosenki. Oba pokoje muszą wspólnie ją zaśpiewać. Słowa wyświetlą się na ścianie. Tak  więc, co wylosowałem?- zapytał kierując pytanie do Klaudii, która obsługiwała komputer.
- Ulepimy dziś bałwana - powiedziała z uśmiechem dziewczyna.
- Nie... -rzekł z niedowierzaniem i rozbawieniem Damian.
- Ależ tak. A teraz, cały twój pokój razem z pokojem piątym to zaśpiewają!
W tym momencie na ścianie pojawił się tekst piosenki, a w pokoju rozbrzmiała wszystkim znana muzyka.
Dziewczyny z pod piątki na początku najwyraźniej się wstydziły i nie za głośno śpiewały, ale gdy zobaczyły jak chłopaki z kadry głośno śpiewają z uśmiechem na ustach, cały dyskomfort zniknął.
Po skończeniu piosenki, dziewczyny wylosowały kolejny numer pokoju. Tym razem 3. Składał się on z trzech chłopaków. Wybrały następny numer- 13, czyli utwór " Przez twe oczy zielone". Chłopcy śpiewali cicho, dopiero pod koniec było ich wyraźnie słychać.
Wszyscy się dobrze bawili. Pojawiły się najróżniejsze dzieła, niektóre religijne, inne z disco polo, a jeszcze inne ze znanych bajek. Diana zaczęło się trochę podobać. Coraz częściej się odzywała do dziewczyn z pokoju, ale głośne śpiewanie to jednak nadal za wiele. Nawet przez chwilę pojawiła się myśl, że może nie będzie aż tak źle.
Po skończeniu karaoke, od razu był obiad. Jako zupę podano ogórkową, a na drugie danie były łazanki. Wszyscy zajadali się ze smakiem. W trakcie nastąpiły "ogłoszenia obiadowe".
- Proszę teraz byście mnie uważnie wysłuchali- zaczęła Iza- W miejscu gdzie siedzicie, pod stołami są przyczepione karteczki, na których są napisane określone miejsca, w obrębie całego ośrodka. Tam znajdziecie dany fragment z Pisma Świętego. Musicie się nad nim zastanowić i napisać przynajmniej jedną kartkę A4 na temat tego, jak rozumiecie to słowo i postarać się podać argumenty. Macie na to 1,5 godziny od końca obiadu. Jeśli nie macie nic do pisania, za drzwiami znajduje się mały stolik z kartkami i długopisami. Później przedstawicie nam swoje pracę, więc się do nich przyłóżcie.
Gdy skończyła, wszyscy zajrzeli pod stoły. Idealnie pod każdym miejscem znajdowała się owa karteczka.
Diana również ja znalazła. Otworzyła ją i było napisane "Domek właścicieli". Zdziwiło ją to. Spojrzała w stronę organizatorów i dostrzegła, że nie było Damiana i Klaudii. Może wcześniej skończyli jeść?
Z rozmyślań wyrwał ją głos Ani:
- Ej, a może razem spróbujemy sobie pomóc?
- Mnie pasuje, bo ciężko mi się pisze - przyznała Zuzia.
- Ja wolę sama pomyśleć - powiedziała Agata.
- No ok, to jak będziesz chciała to zawsze będzie mogła do nas dołączyć. A ty Diana?
- Ja szczerze nie wiem... zobaczę. Zależy czy trafi się coś łatwego do opisania, czy trudnego.
- Okej. Jakby co, to nie wahaj się przyjść do nas.
Po obiedzie wszyscy poszli po kartki i długopis. Każdy ruszył w inną stronę. Nikt nie miał tego samego miejsca. Teren był duży, więc każdy mógł znaleźć miejsce z dala od innych, by mu nie przeszkadzano.
Diana ruszyła pod domek domek właścicieli. Podeszła do drzwi i zobaczyła, że są lekko uchylone. Zapukała, otwierając je szerzej.
- Halo... Dzień dobry! Ja po karteczkę...- powiedziała, ale nikt jej nie odpowiedział. Stanęła w drzwiach i parę metrów dalej dostrzegła komodę i zgiętą wpół kartkę.
Jeśli wejdzie, weźmie ją i szybko wyjdzie, to nic się nie stanie, prawda? Z tą myślą weszła przez uchylone drzwi i znalazła się przy komodzie.
W chwili gdy spojrzała się na zawartość kartki, drzwi się zamknęły. Dziewczyna natychmiast  spojrzała się w tamtą stronę i dostrzegła Klaudię, która się w nią wpatrywała. Sekundę później, czyjeś ramię oplotło szyję Diany, a pod jej nos została przyłożona mała szmatka. Próbowała się wyrwać, ale na próżno. Zrobiła odruchowo wdech i poczuła jakiś dziwny zapach, dobiegający z chusteczki. Po chwili zaczęła tracić kontakt ze światem. Nastała ciemność.


__________________________________________________
To znowu ja! Już widzę te radosne miny XD Nie ważne...
Dość ciężko pisało mi się ten rozdział, bo się w nim za dużo nie działo, ale cóż- kiedyś i to musi nastąpić xd
Możecie się czepiać, że znowu straciła przytomność, ale nic na to nie poradzę XD (nie ostatni raz :DD)
Ale pomińmy tę bezsensowną gadkę ;)
Jak znacie takie coś jak Wattpad, to  jak coś, to wstawię tam to... opowiadanie :)
Dziękuję za przeczytanie <3

PS. "Wszyscy zajadali się ze smakiem."  to zdanie mnie rozbraja ≧∇≦
/~NekoNestee