Osoba z tyłu po cichu wyjęła nóż i rzuciła się na licealistkę. Ash w porę się odwrócił, złapał typa za rękę i wykręcił w taki sposób, że nóż upadł na chodnik. Okazało się, że napadł ich mężczyzna około lat trzydziestu. Miał brązowe włosy i lekki zarost. Na jego ręku, demon dostrzegł małą, czarną lilię, z liśćmi po bokach.
Ash przeżył szok. Dobrze znał ten znak. W jego głowie pojawiły się wspomnienia sprzed pięciu lat.
- Ash?- wyrwał go z myśli głos Diany - Co z nim zrobimy?
- A jakie są twoje rozkazy?- odparł takim tonem, jakby się nic nie stało.
- Nie wiem... Najlepiej go przesłuchajmy, tylko nie na ulicy. Może w lesie za domem? Dasz radę go tam zabrać?
- Ja bym nie dał?- odpowiedział z uśmiechem, nadal trzymając obcą rękę. Wstając, pojmany zaczął się wyrywać, z pozytywnym skutkiem dla niego. Zaczął biec w stronę ruchliwej ulicy. Ash już chciał ruszyć w pościgu, ale zatrzymał go głos Diany:
- Zostaw go. Niech ucieka. Wątpię, że zjawi się ponownie - rzekła odwracając się w stronę mieszkania - Chodźmy.
Czarnowłosy nic nie powiedział i ruszył za nią.
- Jednak nie dałeś rady - powiedziała ze złośliwym uśmiechem.
- Phi...- odparł naburmuszony.
Reszta drogi minęła im spokojnie. Nic się nie działo. Przed domem znów miała pierścionek na palcu.
Tuż przed wejściem przez furtkę widziała, jak firanka z pokoju brata się przesunęła, ale może jej się wydawało.
Gdy zapukała do drzwi, otworzył jej ojciec.
- Cześć tato - powiedziała z wyuczonym uśmiechem, bo zdarzało się jej dostać ochrzan za to, że się nie uśmiecha. Nie rozumiała tej logiki, ale wolała uniknąć jakiejkolwiek kłótni.
- Cześć, jak było?- zapytał, przytulając córkę.
- Dobrze, jak co dzień. Jest coś do jedzenia?
- Obiad z wczoraj.
Czyli sos kurczakowo-śmietankowy. Super...
- Wezmę jabłko - powiedziała, idąc w stronę koszyka z owocami. Potem ucałowała tatę i poszła na górę do swojego pokoju. Po drodze zauważyła, że drzwi do pokoju brata są otwarte, więc weszła na chwilę, by się przywitać i poszła dalej.
U siebie standardowo zamknęła drzwi, położyła plecak koło biurka i położyła się na łóżku. Ash zmaterializował się na krześle i patrzył się na swoją panią. Dostrzegła to.
- Co?- zapytała w końcu.
- Wiesz... Jestem głodny - odparł błagalnym tonem.
- Nie. Nic ci nie dam. I tak nie umrzesz z głodu - powiedziała odwracając się do niego plecami.
- No i co z tego... Demony żywią się duszami i krwią. To prawda, nie umierają, ale nadal czujemy głód. Więc daj mi się napić... Proszę...- mówił coraz bardziej słodkim tonem.
- Nie i kropka!- odparła stanowczo, siadając.
Ash nie dawał za wygraną. Przybrał postać czarnego kota i mrucząc wskoczył na łóżko. Dobrze wiedział, że Diana ma słabość do zwierząt, a w szczególności do kotów.
- Nie - powiedziała już mniej pewnym siebie głosem.
Spojrzała w oczy kota. Czerwone ślepia patrzyły się na nią błagalnie. Przez chwilę była cisza, aż w końcu dziewczyna nie wytrzymała.
- Dobra, ale nie za dużo.
Pyszczek kota się uśmiechnął. Podszedł do dłoni i ugryzł ją. Diana poczuła lekki ból, ale nie wydała z siebie żadnego dźwięku.
- Dobra, wystarczy - powiedziała po chwili.
Kot spojrzał się na nią lśniącymi czerwienią oczami i zmienił się w pierścionek na jej palcu. W tym momencie usłyszała, jak ktoś trzy razy puka do drzwi. Wszedł Alan. Miał krótkie włosy w kolorze ciemnego blondu.
- Hej, co robisz?- zapytał.
- A nic... Zamierzałam odrobić lekcje, żeby w weekend mieć wolne.
- Aha... Mądrze...
Nastała niezręczna cisza.
- Dobra, zapytam wprost - odezwał się. Widać było, że coś go trapiło. - Masz kogoś?
Diana była zaskoczona tym pytaniem. Nigdy takich tematów nie poruszał.
- Nie, nie mam chłopaka.
- A ten koleś, z którym byłaś dziś przed domem?
- To... tylko kolega.
- A... Spoko... Wiesz, wolałbym, byś nie zadawała się ze starszymi ani z innymi, nienaturalnymi typami... - powiedział coraz ciszej.
- Nienaturalnymi?
- Nie, nic, nie ważne - powiedział szybko - To mnie trochę uspokoiłaś - powiedział wychodząc z uśmiechem, ale Diana wiedziała, że z tym wyrazem twarzy coś było nie tak.
Ash znów usiadł obok niej, ale tym razem w normalnej formie, natomiast dziewczyna zatopiła się w myślach.
A co jeśli jej brat coś podejrzewa? Coś widział, coś wie? Nie chce mówić nikomu o tym, że zawarła kontrakt z demonem, a na pewno nie swojej rodzinie. W przeciwieństwie do niej są bardzo religijni i nie wiadomo, co by się z nią stało. W szczególności nic nie wyjawi swojemu bratu. Ostatnio bardzo przyczynił się do prac w kościele, pomagał we mszach i się bardzo udzielał. Jeśli odkryje jej sekret, to może wypaplać księdzu, lub całej parafii. I co dalej? Zaczną robić na niej egzorcyzmy? Nie... Na pewno tego nie chce.
Ash poczuł niepokój Diany. Domyślił się, o co chodzi.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Nie są wstanie mi nic zrobić, a już w szczególności tobie - pocieszał ją.
Spojrzała się na niego trochę bardziej spokojna.
- Kościół o was wie?
- A jak ma nie wiedzieć? Każda parafia wie o demonach, ale nie każda je widziała. Kościół niedaleko twojego domu raczej nigdy nie spotkał prawdziwego demona.
- Okej... Teraz bardziej mnie uspokoiłeś - odrapała, z powrotem kładąc się na łóżku.
***
Nastał kolejny dzień... Cudowny dzień, czyli sobota.
Diana obudziła się i znów dostrzegła czarny łeb, leżący koło niej, ale tym razem odwrócony tyłem. Podkuliła nogę i demon znowu wylądował na podłodze.
Diana obudziła się i znów dostrzegła czarny łeb, leżący koło niej, ale tym razem odwrócony tyłem. Podkuliła nogę i demon znowu wylądował na podłodze.
- Ałła! A to za co?- powiedział zaspanym głosem, podnosząc się z podłogi.
- Ty już dobrze wiesz - odparła, z powrotem kładąc głowę na poduszce, lecz się nie przykryła. Dzisiejszy dzień był wyjątkowo bardzo upalny.
- Uch... Ty to masz problemy, kobieto...
***
Po paru godzinach, około godziny piętnastej, nikogo nie było w domu. Rodzice pojechali z Gabrysią do sklepu, a Alan poszedł gdzieś z kolegami. Natomiast Ash wyszedł, pod pretekstem, że idzie się rozejrzeć po okolicy, by zobaczyć, czy typek z wczoraj nie kręci się w pobliżu.
Diana siedziała przy biurku i stwierdziła, że jej gorąco. Otworzyła okno na oścież i wróciła do rysowania na tablecie graficznym. Nagle usłyszała szepty w swojej głowie.
" Rysuj dalej...
Jak ładnie...
Rysuj dalej...".
Odwróciła się gwałtownie. Nikogo nie było.
" Rysuj dalej...
Jak ładnie...
Rysuj dalej...".
Odwróciła się gwałtownie. Nikogo nie było.
- Dziwne...- powiedziała do siebie i wróciła zaniepokojona do swojego zajęcia.
"Spokojnie...
Nie bój się...
Spokojnie..."
Usłyszała znowu i ponownie się odwróciła. Przestraszyła się, bo zobaczyła obcego, młodego mężczyznę z białymi włosami, który stał nieruchomo i patrzył się na nią ze złowieszczym uśmiechem.
Nie bój się...
Spokojnie..."
Usłyszała znowu i ponownie się odwróciła. Przestraszyła się, bo zobaczyła obcego, młodego mężczyznę z białymi włosami, który stał nieruchomo i patrzył się na nią ze złowieszczym uśmiechem.
Miał na sobie długi, granatowy płaszcz, czarne spodnie i białą bluzkę z niebieskim wzorem.
Włosy zasłaniały mu pół twarzy, jednak gdy uniósł lekko głowę dostrzegła krwistoczerwone oczy.
Włosy zasłaniały mu pół twarzy, jednak gdy uniósł lekko głowę dostrzegła krwistoczerwone oczy.
Po chwili pojawił się tuż przed nią. Jego twarz prawie dotykała jej twarzy. Była całkowita cisza. Tylko w jej głowie rozbrzmiewały szepty:
"Spokojnie...
Nie bój się...
Spokojnie...
Poddaj się..."
"Spokojnie...
Nie bój się...
Spokojnie...
Poddaj się..."
_______________________________________________
I o to jest 6 rozdział! XD
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać <3
Ten rozdział dedykuję wszystkim, którzy upominali się o kolejne rozdziały, czyli wszystkim komentującym, jak również w szczególności moim dwóm przyjaciółkom: Juli i Orianie <3
/~NekoNestee
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz